Po tym jak umarło w cierpieniach moje 1,5 mczne dzieciatko, nauczyłam się jakoś zyć ale raczej jako ..trybik w machinie..poszłam do pracy,jem i spię..ciagle powtarzam sobie..to nieprawda Batusiu, ze Ciebie nie ma..moze tak naprawde mnie już nie ma. Mam 32 i moge powiedzieć,że życie pare razy mi dokopało,o dzieciństwie nie napisze...szlag z nim, potem szkoła studia doktorat, wypadek epilepsja,utrata zawodu..chemika. Ale to nic nie znaczy...przy tym jak bardzo cierpiał mój synuś...A teraz powiedzcie co mam odpowiedzieć rodzinie mojego niedoszłego męża, która drwi sobie i szydzi z naszego nieszczęścia, mi z padaczką dziecko sie nie nalezy i tak jestem doniczego...powinnam wiedzieć prawda? Ale naprzekór całemu złu świata i dal mojego dzieciątka postaram się żyć najlepiej jak potrafię. Kocham Cię mój kwiatuszku za wcześnie uwiedły i tak na zawsze zostanie.
|