To miał być najcudowniejszy okres w moim życiu a już na wstępie Bóg tak nas doświadczył. Byłam w 26 tygodniu ciązy i jak lekarz zapewniał wszystko było w jak najlepszym porządku. Własnie byliśmy w trakcie przygotowań do naszego ślubu. Kiedy to w raz z moim narzeczonym poczlismy na wyznaczona kontrolna wizyte do ginekologa. Te słowa lekarza spadły na mnie jak grom z nieba "pani synek nieżyje, jego serduszko nie bije" Nie mogłam w to uwierzyc, jak to mozliwe, jeszcze 2 tygodnie temu zdjęcie usg i wszystkie badania były dobre a tu maleństwo nieżyje. To był wyrok, wyrok smierci nie tylko dla mojego synka ale i dla mnie. Razem z nim umarła cząstka mnie. Cała radość ze ślubu z przygotowań zniknęła. Nie chciało mi się żyć. 17.01.2007 r przed godziną 24.00 przyszedł na świat nasz martwy synek, nasz wyczekiwany, upragniony Filipek. Był maleńki wazył zaledwie 600 gram i miał tylko 26 cm długości. Nie widziałam go i do dzis najbardziej tego żałuje. Nie dajemi to spokoju, nie mogę sobie tego wybaczyć. Jak i tego że nasz ślub odbył się. Odbył się 20.01.2007 r. Na mojej twarzy w tym dniu gościł uśmiech chodx serce mi krwawiło. Byłam silna, dopiero na poprawinach puściły mi nerwy. Wylałam z siebie bół. Kocham mojego męża i ciesze się że jesteśmy pomimo wszystko razem ale nie moge przeboleć tego że w dniu mojego ślubu musiałam ukrywać swój wielki ból Boże dlaczego nas tak doświadczasz. Wczoraj minęło osiem miesięcy od urodzenia Filipka a ja nie przestaje o nim myślec i cierpieć. Tak bardzo go kocham i tęsknie. Proszę o ciepłe słowa. Dla Ciebie syneczku światełko
|