Widzisz, to nie jest tak ze moj obraz sluzby zdrowia jest wyidealizowany. Ja po prostu przytoczylam kawalek Pisma Swietego, ktory ma pomoc zaakceptowac osobom wierzacym nasze tragedie w ktorych lekarze biora swoj udzial: wierzyc w ich powolanie i w to ze w swoich pacjentach widza drugiego czlowieka.
Pismo Swiete jest nasza wskazowka ale normalne jest to ze wiele ludzi podaza innymi drogami i wiem, ze nie wszystkie osoby sa w bliskim kontakcie z Bogiem, nawet te ktore ¨wierza¨. Tak jak sama piszesz sa lekarze obojetni, ale rowniez tacy ktorym bedziemy wdzieczni do konca zycia. Wiele osob niewierzacych mowi, ze Pismo Swiete jest tak malo praktyczne bo zycie jest inne, bo zycie nam przynosi tyle rozczarowan ... Ale wiara jest wlasnie po to, mimo tego ze zycie nas porzadnie poobija, zawiedzie i wszystko zabierze, to nadal wierzymy .... i to daje nam sily.
Oczywiscie caly proces zaloby i wszystkie osobiste filozofie zwiazane z odejsciem naszych dzieci roznia sie w swojej sile i czasie i oczywiscie jest to duzy wysilek. Slowa z Pisma Swietego mowia tylko, ze trzeba robic ten wysilek w strone swiatla a nie pograzac sie w ciemnosciach i ze cierpienie ma swoj czas. Oczywiscie te dwa, trzy dni o ktorych mowi Pismo Swiete jest przenosnia, wiec nie chodzi o to zeby doslownie patrzyc na zegarek, tylko zeby zrozumiec glebsze przeslanie tych slow. Wydaje mi sie ze jest to bardzo madra wskazowka szczegolnie dla rodzicow ktorych zaloba wydaje sie nie miec konca i ktorzy notorycznie powtarzaja sobie ze nie maja po co zyc, ze nic nie ma sensu a nawet poddaja w watpliwosc swoje prawo do tego zeby byc szczesliwym po stracie dziecka.
Pozdrowienia,
|