dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

Hipotrofia, małowodzie a po urodzeniu martwicze zapalenie jelit, perforacja jelit, posocznicaHits: 810
martuś  
30-12-2010 17:43
[     ]
     
Szukam rodziców, którzy mieli podobny przypadek. Jak wyglądało u was zdiagnozowanie hipotrofii, jakie badania miałyście robione, czy udało się określić przyczynę, jak wyglądała opieka szpitalna nad dzieckiem po urodzeniu (jakieś dodatkowe badania, usg itp.), czy dziecko przechodziło zapalenie jelit - jak to zdiagnozowano u dziecka, jaki był przebieg choroby???

Proszę, opiszcie swoje historie.
Oto moja:

To była moja pierwsza ciąża (mam 30lat, staraliśmy się dość długo), wszystkie badania od samego początku super, badania genetyczne z krwi ok. Termin na 27.11.2010, w czerwcu usg pokazało na 2.12, potem 7.12. lekarka mówiła, że dzidzia nie będzie duża, bo my jesteśmy niewielcy (u mnie w rodzinie wszystkie dzieciaczki poniżej 3 kg, siostrzenica w terminie 2400g), poza tym te terminy cały czas mieściły się w normie, gdyż jak mówiła - norma to + - 2 tyg. Ale gdy we wrześniu usg wskazało na termin 14.12 i do tego wyszło niewiele wód płodowych- lekarka się zaniepokoiła i wysłała na badanie Dopplera (przepływy), które miałam wykonane w 33 tc. Masa dziecka określona na 1500g .Lekarz był zaniepokojony. W opisie badania mam napisane małowodzie i przepływy naczyniowe w UA w górnych granicach normy (tętnica pępkowa). Po konsultacji z moją ginekolog zaraz wylądowałam w szpitalu -ponoć najlepszym na Śląsku-w razie gdyby ciążę trzeba było rozwiązać wcześniej - szpital oferował super oddział dla wcześniaków. W szpitalu spędziłam 5 tygodni - co 2-3 dni powtarzano badanie przepływów i mówiono, że są ok. Ja myślałam, że skoro w górnych granicach normy - jak napisał pierwszy lekarz - to wszystko jest dobrze, ale teraz doszukałam się w artykułach naukowych, że niekoniecznie....
Przepływy ok, ktg ok - choć były jakieś zaniki tętna, ale mówiono, że to sprzęt czasem nie łapie, a do tego moja dzidzia jest inaczej odwrócona (pośladkami w dół).
Nie starali się znaleźć przyczyny hipotrofii (badania w kierunku infekcji itp.) ani sprawdzić czy wody nie odpływają (mówiłam, że czuję wilgoć na wkładce ale to chyba śluz a nie wody).
Teraz wyczytałam, że badanie przepływów musi być robione dokładnie, a ja zwykle miałam w biegu. I porównując wyniki z pierwszego badania z tymi szpitalnymi - to były zbliżone. Więc dla pierwszego lekarza nie były w porządku i odesłał mnie do szpitala, ale dla szpitala były już ok!!! I tak sobie spędzałam czas w szpitalu. Dzidzia rosła ale powoli. Przez ten czas miałam raz morfologię i raz badanie moczu. O wyniki musiałam się sama dopytywać. Usłyszałam, że w moczu są bakterie i mam sobie kupić preparat z żurawiną. Tak dotrwałam do 38 tyg. kiedy po usg jedna z lekarek (lekarzy było ze 20 i za każdym razem usg robił mi ktoś inny) powiedziała, że przepływy są słabe, wód już prawie nie ma i na drugi dzień zaplanowali cesarkę. Dzidzia miała ważyć wtedy ok.2200g.
I tak 11.11.2010 urodziła się Lenka z wagą 2050g, 48cm, 8pkt w skali Apgar. Jak mnie pozszywali i zawieźli na oddział - mąż już na mnie czekał z córeczką. Tak się cieszyłam, że nie dali jej do inkubatorka (powiedzieli mi że powyżej 2000g nie dają) - jakaż byłam głupia, bo może to uratowałoby jej życie.
Wszystko było super. Była z nami kilka godzin (mąż mógł być tylko w godzinach odwiedzin, niestety...) i prawie cały czas spała. Kolejnego dnia też kilka cudownych godzin razem. Ja nie mogłam się jeszcze ruszać, ale mąż próbował mi ją przystawiać do piersi. Nie była głodna, bo pielęgniarki zdążyły ją nakarmić (nie było nastawienia na karmienie piersią). Znów cały czas praktycznie spała. W trzeciej dobie życia lekarka stwierdziła,że dziecko ma dziwny kolorek i słyszy szmery nad sercem. Zabrała ją do inkubatorka żeby ją dogrzać. To było przed południem. Po południu z pomocą męża dotarłam do Lenki. Lekarka wypytywała mnie o przebieg ciąży, infekcje; coś mówiła o sepsie. Mówiła też, że badania nie wykazują cech infekcji, ale coś jest nie tak. Szukali, ale sami nie wiedzieli czego.... A ja naiwnie wierzyłam, że wiedzą co robią.... Nie dopytywałam co i dlaczego, bo im ufałam i nie znałam się na tym. Gdyby już wtedy przewieźli ją do innego szpitala może by żyła. Ale oni czekali... Późnym wieczorem zaobserwowali wzdęty, tkliwy brzuszek i biegunkę oraz temperaturę 38 stopni, przyspieszoną akcję serca i była niespokojna; moim zdaniem w tym momencie, a nawet wcześniej powinni zrobić usg brzuszka - tym bardziej, że dzieci hipotroficzne są bardziej narażone na wystąpienie NEC - martwiczego zapalenia jelit. Nie zrobili - bo nie było sprzętu - tak napisali w dokumentacji. Jak w szpitalu, który chwali się super oddziałem dla wcześniaków, dzieci z niską masą urodzeniową może nie być sprzętu???!!!
O 2 w nocy też luźny stolec i jeszcze jakiś - tego nie mogę odczytać z dokumentów. O 6 rano stolec z domieszką krwi, wtedy wezwano karetkę, która przyjechała o 8.00. Lenkę zawieźli do Zabrza na intensywną terapię noworodków zahaczając o kardiochirurgię, gdzie zrobiono jej UKG, które potwierdziło wrodzoną wadę serduszka VSD. Na OIOM dotarła o 9.30 w stanie skrajnie ciężkim, praktycznie bez ciśnienia i z niewyczuwalnym tętnem w kończynach, brzuszek był zasiniony. Podłączono ją do respiratora. Wykonano rtg klatki piersiowej i brzuszka, który pokazał perforację jelit. Zrobiono jej operację - usunięto martwiczy fragment jelita i oczyszczono z krwi; miała wstrząs toksyczny, zwiększano dawki antybiotyków, na które już nie reagowała. Przetaczano jej krew. Niestety, nie udało się jej uratować. Zmarła o godz.0.38 15.11. Z dokumentacji wynika, że miała też posocznicę.
Nie wiem co było najpierw - czy NEC i peforacja wywołały posocznicę czy odwrotnie. Czy zarazili ją czymś w szptalu i stąd to wszystko, czy też taki stan nastąpił w wyniku niedotlenienia wewnątrzmacicznego. Niestety tego się pewnie nie dowiem.
Wiem, że trafiła na OIOM za późno.
Sekcja nie dała praktycznie odpowiedzi; narządy były przekrwione, pisało , że serce jest bez wad (nie wiem jak to się ma do wcześniejszej konsultacji kardiologicznej). Lekarka powiedziała mi tylko, że wynika z tego, że narządy były niedokrwione z powodu niedotlenienia (sugerowała nieprawidłowość przepływów w łożysku). Nie zbadali jej pod kątem bakteriologicznym - nie wiem dlaczego skoro było podejrzenie infekcji wewnątrzmacicznej i stwierdzili też posocznicę bakteryjną. Powinni chyba szukać tej bakterii... Pod kątem genetycznym też jej nie badali....

Szukam podobnych przypadków, gdyż może to mi pomoże znaleźć jakiś trop co było przyczyną a co skutkiem....
Ile czasu może minąć od stwierdzenia, że coś się dzieje z brzuszkiem do perforacji jelit???

Gdyby ktoś wolał pisać na prv to proszę: mary1313@op.pl 
(*)Lenka 38tc. 11.11.2010 - 15.11.2010
"Jak na deszczu łza, cały ten świat nie znaczy nic..."

  Temat Autor Data
*  Hipotrofia, małowodzie a po urodzeniu martwicze zapalenie jelit, perforacja jelit, posocznica martuś 30-12-2010 17:43
  Re: Hipotrofia, małowodzie a po urodzeniu martwicze zapalenie jelit, perforacja jelit, posocznica nowik 30-12-2010 18:22
  Re: Hipotrofia, małowodzie a po urodzeniu martwicze zapalenie jelit, perforacja jelit, posocznica martuś 30-12-2010 18:34
  Re: Hipotrofia, małowodzie a po urodzeniu martwicze zapalenie jelit, perforacja jelit, posocznica nowik 30-12-2010 19:25
  Re: Hipotrofia, małowodzie a po urodzeniu martwicze zapalenie jelit, perforacja jelit, posocznica martuś 30-12-2010 19:52
  Re: Hipotrofia, małowodzie a po urodzeniu martwicze zapalenie jelit, perforacja jelit, posocznica EwelinaJ 30-12-2010 19:40
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora