kazda historia jest inna, a wszystkie dramatyczne ja z Kuba chodzilam do lekarza prywatnie - do ordynatora naszego miejskiego szpitala ma opinie nieprzystepnego i mruka, ale mnie to nie ruszalo -chodzilo mi tylko o zdrowie i zycie mojego dziecka poza tym moim zdaniem mrukiem wcale nie jest potem bywalam u niego rzadko, praca w innym miescie, wyjazd za granice drugiego dziecka nie udalo sie uratowac, on byl na urlopie i pierwsza wizyte "zaliczylam" w przychodni pani widziala, ze jestem blada, zgieta w pol ale nie specjalnie sie przejela - tabletki, l4, lozko, ja odczekalam jakies 3 tyg i jak tylko moj lekarz wrocil - poszlam do niego 2 dni pozniej naszej Kruszynki juz nie bylo, a "moj" doktor pogejrzewal, ze utrata dziecka, to jeszcze nie koniec... ze jestem powaznie chora... zajal sie mna w szpitalu, poganial personel, anastezjologa mieszkam na slasku - tu odestek martwych urodzen i poronien jest najwyzszy w polsce tlumaczyl mi, ze pisal doktorat w tym temacie i ze dane sa zatrwazajace, doradzal wyjazd gdzies na stale, ale jednoczesnie tlumaczyl, ze jestem ta chemia tak przesiaknieta, ze efekt moze byc zaden dzieki temu Lekarzowi mam synka beata mama Kuby (11 lat) i Aniołka (*8tc 05.09.2007)
|