Ja się Wam przyznam, że sama się pocieszam takimi myślami. Myślę jednak, że katar u dziecka tamtej pani i głupie stwierdzenie, że inni mają gorzej wynika z jej kompletnej nieświadomości z tego, co mówi..One nie przeżyły tragedii..
Dla mnie jest to jeden z kilku sposobów na życie. Sama się pytam czasami: ja wprawdzie miałam terminację ciąży, Tamara nie miała głowy, więc i tak nie żyłaby, a co ma powiedzieć matka, której nagle odeszły wody płodowe i rodzi zdrowe dziecko w 22 tc, które umiera? Dziecko, które rusza się w niej świadomie i które mogłoby żyć? A co ma powiedzieć matka, której dziecko rodzi się, ona je widzi, dotyka, karmi, a ono umiera, bo jest chore? I tak dalej... Nie chcę tu oczywiście klasyfikować różnych rodzajów śmierci naszych dzieci, ale próbuję jakoś umiejscowić się wśród Was i nie uważać, że tylko mnie spotkała tragedia. Nie wiem, czy takie zastanawianie się coś mi daje i czy ma w ogóle sens, ale chwytam się różnych rozważań, żeby jakoś przetrwać. Nigdy by mi jednak nie przyszło do głowy wygłaszać je głośno i tak bez sensu, beż żadnego kontekstu.... Beata - mama Sary (20.12.2001),Tamary (+20tc -12.03.2006) i Grety (04.06.08)
|