Tydzień 7 przespałam :-) I przejadłam. Nie mam nudności ale czuję się tak jakby mój żołądek był wielkim kamieniem, który znika gdy czuje jedzenie... więc jem, jem, jem. W sierpniu będę ważyła 120 kilo :-)
Złapałam też jakieś przeziębienie charakteryzujące się zapchanym nosem. Czułam się tak jakby mi ktoś nalał do nochala pół wiadra betonu. Cudowne uczucie! Zwłaszcza w nocy. W aptece oczywiście nic mi nie chcieli dać. Na szczęście mam wujka lekarza. Uratował mój nos... ależ ulga.
Kupiłam już glukometr. To tańsze niż ciągłe robienie badań. Z Krzysiem w ciąży miałam cukrzycę ciążową więc wiem co i jak. Już się cieszę na myśl o szklance wody z glukozą. Tym razem na pewno puszczę pawia.
Według książki moje dzieciątko jest już całkiem pokaźnych rozmiarów. Coś koło 10 mm.
Starszy Brat (lat 3) na pytanie: jak dałby na imię siostrzyczce odpowiedział, że Martusia... a braciszkowi? Marysia. Tak więc wszystko wskazuje na to, że będę miała drugą córeczkę.
Modlę się do Wiktorii, żeby czuwała nade mną i maleństwem. Tak bardzo za nią tęsknię. Miałaby już prawie 1,5 roczku. Byłaby moim małym pyskolkiem. Kocham Cię Aniołeczku.
Tak więc zaczyna się tydzień 8... do zobaczenia za 7 dni :-)
Pozdrawiam, Beata,
mama Krzysia, Wiktorii [*] i Adrianka.
|