Witam, mój Kotek odszedł rano 1go stycznia 2019 r. Nie mineły 4 tygodnie... tego dnia umarła też cząstka mnie, umarło moje szczęscie, umarła moja radość życia, straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Nie mogę zrozumieć i chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego Bóg najpierw dał mi wspaniałą, śliczną i mądrą córeczkę, idealną, po to aby dwa lata później mi ją odebrać. Nigdy tak nie kochałam... kocham nadal ale nie mogę jej dotknąć, przytulić, pocałować i nie potrafię pojąć że już nigdy tego nie zrobię. Tak sie nie robi - nie daje się i się nie zabiera, absurd!!! jestem zła, bardzo zła, wściekła na niesprawiedliwość tego chorego świata.
Marcelinka była wspaniałą radosną dziewczynką, jednego dnia bawiła się w najlepsze, a następnego już byliśmy w szpitalu dziecięcym - diagnoza ostra białaczka limfoblastyczna. Choroba w 4 dni zabrała mi córkę, śmierć mózgu i dwutygodniowe oczekiwanie aż serduczko przestanie bić, koszmar. Najwspanialsze dwa lata mojego życia odebrano mi w niespełna 3 tygodnie. Teraz już nic nie jest ważne. Przez te 2 lata byłyśmy nierozłączne, robiłyśmy razem wszystko, a teraz musze robić to samo ale SAMA. Nie wiem jak dalej żyć, chociaż mam dla kogo - w listopadzie urodził nam się synek, obecnie ma 2 miesiące. Widział siostrę przez 2 tygodnie. Przez dwa tygodnie miałam w domu wymarzoną dwójkę dzieci. Byłam taka szczęśliwa.. Dziś wydaje mi się jakby to było kilkanaście lat temu. Została rozpacz, żal i niewyobrażalny ból klatki piersiowej... Jak opiekować się niemowlakiem, kiedy nie mam siły wstać z łóżka? Przy karmieniu piersią moje łzy kapią na malca. Jak go kochać? nie wiem czy potrafie.. To wszystko nie tak miało być. ola
|