Bardzo chcieliśmy mieć dziecko, ale z uwagi na moje chore serce Kardiolog odradzał zajście w ciążę (co dla mnie było bardzo bolesne), ale pewnego cudownego dnia jednak okazało się że jestem w ciąży. Kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym czułam radość a zarazem strach czy wszystko będzie dobrze. Oczywiście przy spotkaniu z kardiologiem który odradzał urodzenie dziecka z uwagi na to, iż po ciąży mój stan zdrowia może się pogorszyć. Ale ja tak bardzo pragnęłam tego dziecka i już je kochałam, że podjęłam ryzyko żeby urodzić. Lekarz zaproponował badania prenatalne. I niestety system wyliczył wyższe ryzyko wystąpienia wad genetycznych. W celu potwierdzenia bądź wykluczenia wad genetycznych u mojego synka zostałam skierowana na amniopunkcje. Dwa tygodnie w niepewności i strachu w oczekiwaniu na wyniki. Ale na szczęście wykluczono wady genetyczne u dziecka. Cała ciąża przebiegała bez objawowo. Bardzo się cieszyliśmy i zaczęliśmy kompletować wyprawkę dla maluszka. Z uwagi na moją chorobę serca od 28 tc musiałam leżeć w szpitalu na patologii ciąży bo groził mi poród przedwczesny. Tygodnie mijały ja czułam się dobrze, każde badanie, które miałam robione też wychodziły dobrze. Aż w 35 tc na KTG brak ruchów dziecka. Lekarz podejmuje decyzję o cesarskim cięciu. Za chwilę znajduję się na sali operacyjnej zaczynają przygotowywać mnie do cesarskiego cięcia, po 30 minutach mój synuś już jest na świecie słyszę jego płacz, pokazują mi dziecko, dają pocałować, dostaje 10 pkt i zostaje zabrany do inkubatora z uwagi na małą masę urodzeniową. Pierwsza rozmowa z lekarzem dziecko jest zdrowe musi tylko przybrać na wadze żeby mógł opuścić inkubator. Mija tydzień życia mojego kochanego maluszka. Lekarz prosi na rozmowę bo okazuje się, że malutki ma bakterię, ale robią badania i podają antybiotyk żeby sprawdzić co to jest za bakteria. Za dwa dni wieści od lekarza stan dziecka się pogarsza żadne antybiotyki nie działają. Bakteria to sepsa. Stan dziecka z dnia na dzień jest coraz gorszy. Ja ciągle mam nadzieję, że jeszcze będzie dobrze, że synuś wyzdrowieje. Ale niestety telefon od lekarza, że stan dziecka się pogorszył on odchodzi można przyjechać pożegnać się z dzieckiem. Ja niestety nie mogę jechać bo ciągle jestem w szpitalu, mój stan zdrowia się pogorszył. Jedzie tylko mąż. I nasz kochany synek powiększył grono aniołków. Ja nie mogę wziąć udziału w pogrzebie bo ciągle przebywam w szpitalu. Z tego powodu jest mi bardzo przykro, że nie mogę się pożegnać z moim ukochanym synkiem. W końcu po trzech tygodniach pobytu w szpitalu wracam do domu, czego bardzo się boję. Bo miałam razem z synkiem wracać do domu . Jest mi strasznie źle z tym wszystkim, nie mogę pogodzić się z tym co się stało. Wszystko było tak dobrze, wszystko miało wyglądać inaczej. Nie mogę wyjść z domu bo jak widzę matki z wózkami to mi płakać się chce. Z dnia na dzień zamiast być lepiej to jest coraz gorzej. Godzinami mogę przesiadywać na cmentarzu nad grobem mojego malutkiego synka. Minęły prawie 2 m-ce a mi nie jest ani trochę lepiej. Pozostały mi tylko zdjęcia synka. Tak bardzo Mi go brakuje. Nie mogę się z tym pogodzić, że Bóg mi Go zabrał i nigdy się z tym nie pogodzę.
|