Dziś mija równo 3 miesiące od śmierci mojego Franusia (36 tc) przez pierwsze 1,5 m. nie wiedziałam na jakim żyje świecie, wszystko przestało się liczyć, chciałam umrzeć,aby być bliżej mojego dziecka... dziś jest ciut lepiej już nie płaczę całymi dniami, zaczęłam spotykać się ze znajomymi (cały czas do końca roku jestem jednak na zwolnieniu) chodzę do psychologa i powolutku próbuje wrócić do rzeczywistości, mniej zadaje sobie pytań - Dlaczego Ja, Dlaczego to właśnie moje dziecko, za jakie grzechy, co takie małe dzieciątko zawiniło Bogu, bo te pytania na zawsze pozostaną bez odpowiedzi, moja pani psycholog powiedziała , że trzeba przeżyć żałobę, płakać, krzyczeć,rozmawiać, prowadzić zapiski- cokolwiek co Ci przynosi ulgę w tym stanie, fakt czas leczy rany (moja mama zmarła jak miałam 15lat) ale potrzeba czasu, czasu i jeszcze raz czasu, nadal jednak nie mogę patrzeć na rodziny z wózkami, na reklamy z pyzatymi bobaskami na kobiety w ciąży... Dziś mój Franuś skończyłby 3 miesiące i tak strasznie za nim tęsknię, bardzo bałam się tych świąt, rodzinne spotkania, a tam małe dzieci, ciężko je przeżyłam, wmawiałam sobie żeby tylko się nie rozkleić , niestety już przy składaniu życzeń zalałam się łzami. Musimy być silne i musimy jakoś to przeżyć dla naszych aniołków!
|