Kiedyś myślałam, że każda ciąża kończy się łzami radości i szczęscia, pierwszym krzykiem dziecka...a teraz wiem, że często kończy się wielkim krzykiem ropaczy, popękanym sercem i kompletną bezsilnoścą...A pózniej jest powrót do domu z bólem pustych ramion, do pustego, smutnego domu, który jeszcze chwile temu miałbyć radosny... Codzienna walka z samą sobą, o każdy nowy dzień, by wstać i go jakoś przeżyć, o każde nowe dziecko, które pojawia się w rodzinie (ale nie jest moje), a ból w sercu jest tak wielki, że ogarnia całą mnie, ból na który nie ma ukojenia, który rozrywa każdy kawałek mojej duszy na strzępy...mimo mojego uśmiechu na twarzy on wcale nie mija...Jestem mamą trzech aniołków i wciąż walczę o swoje szczęście,żyję wpomnieniami a mój ból nie mija...
|