Kochane, czytając o Waszych tragediach sama nie mogę sie pozbierać. Dzieci nie powinny umeirać, a juz napewno nie z powodu błędów lekrzy. Niestety mam wrażenie, że one są popelniane na kazdym etapie.
Ja i moja córka żyjemy tylko dzięki temu, że z jednego szpitala wypisano mnie - wg. nich w stanie dobrym, bo chcieli mnie jeszcze trzymać na obserwacji nie robiąc nic. W drugim szpitalu dobrze się mna zajęli, ale było już za póżno by walczyc dalej o ciążę - ratowali przede wszystkim mnie. Moja cora ważyła 800gramów, urodziła się w zamartwicy, ale była silna i dzielnie walczyła przez 4 miesiące na intensywnej terapii. Niestety znów błędy - 4 razy ją zaniedbano i 4 razy kazali mi sie z nią żegnać. Żyje tylko dzięki temu, że sama mam spora wiedzę z neonatologii. A te zaniedbania to naprzykład- bo lekarz nie zbadał dziecka przez kilka dni, które leżało na intensywnej, itd. A potem najłatwiej bylo im powiedzieć, że co z tego, że mala przeżyje skoro i tak z niej nic nie będzie. Jedna pani doktor z neonatologii stojąc nad moim dzieckiem powiedziała mi z usmiechem, ze tak naprawdę to nie ma sensu ratowanie tych dzieci...
Wuchowa: o wielu rzeczach nie wiedziałam, o których piszesz.Masz dużo racji. Ja nie mogę zrozumiec czemu lekarze potrafią być tak bezduszni w obliczu tragedii. Jeżeli chodzi o ludzkie podejście do pacjenta (nie o prawidłowe leczenie) to na żadnym etapie ciązy, ani pobytu dziecka w szpitalu się z nim nie spotkalam. Co do fundacji wczesniak- to szkoda gadać - mamy wczesniaków same tworza sobie grupy wsparcia, a pani z fundacji jeździ tylko w delegacje i umieszcza kolejne piękne historie na swojej stronie (ale to juz inna sprawa).
Nie cofniemy tego stało się już. Możemy próbowac same cos zmieniać , aby inne kobiety nie przechodziły tego co Wy, czy nawet ja, mimo, ze moja córcia żyje.
|