Nasza Martynka odeszła od nas śmiercia tragiczną dnia 17-07-2007.Do dzisiaj ne możemy pogodzic się z tym,jak zdrowe 15 miesieczne dziecko mogło oejśc.Nic nie zapowiadało tragedii jaka nas spotka.Mała jak co dzień bawiła sie...w pewnym momecie cos polknela,teraz juz wemy ze byl to 7mm gumowy przycisk od gry(skad go wzieła-sama nie wiem)pech chciał,ze utkwił jej miedzy tchawica a oskrzelami,lekarze reanimowali ja 40 minut ale bezskutecznie.Nie potrafimy sie z tym pogodzic,chodzimy codziennie na cmentarz ale nie umiemy sie modlic,rozmawiamy tylko z naszym słonkiem i wylewamy lzy.Wdomu tez nie potrafimy znalezc sobie miejsca.Czasami lapie sie na tym,ze czekam az przyjdzie do mnie,wstanie ze spania i przyjdzie...szukam jej wsrod zyjacych dzieci,nie widze sensu zycia pomimo tego ze mam jeszcze 8 letnia corke.Wszystko stalo sie takie szare i nie widzimy sensu,celu dalszego zycia.Wspomne,ze oboje z mezem zanim sie poznalismy bylismy po przejsciach,maz w wieku 10 lat stracil ojca i teraz taka tragedia.Pytamy za co?Jak dalej zyc? kacha z bydgoszczy
|