Nie wiem co Ci napisać. Bóg nie jest sprawiedliwy... Niektóre kobiety oddają swoje dzieci, usuwają ciąże, albo piją i rodzą zdrowe dzieci... Nie rozumiem tego. Tej niesprawiedliwości losu. Ja na swojego Aniołka czekałam z wielkim utęsknieniem. Dbałam o siebie w ciąży, byłam taka szczęśliwa, że zostanę matką... I nadszedł upragniony dzień porodu. I lekarz - ten, który powinien pomóc - okaleczył moje maleństwo. Ania cudem przeżyła prawie 15 minutowe niedotlenienie. BYła zdrowym, silnym noworodkiem - dlatego Jej sie udało. Boże, ileż wtedy było płaczu i walki o Nią!!!! Przez 1,5 rou nie potrafiłam się pogodzić z tym, że będzie niepełnosprawna. Ale pogodziłam się. Kochałam Ją najbardziej na świecie. Dbałam, pielęgnowałam, uczyłam... Ania nie chodziła, nie siedziała i nie mówiła, ale była przepiękna i mądra! Wszystko rozumiała, świetnie się dogadywałyśmy!!!!! I nagle, bez żadnej przyczyny, przez powodu, w piątek 16 maja Pan zabrał Ją do siebie... ;-( Tak bardzo cierpię... Tak bardzo tęsknię... Tak bardzo nic z tego nie rozumiem. Kochałam, walczyłam, dobałam... więc dlaczego? Dlaczego odebrał mi mojego Aniołka? Moją siłę? Mój wielki Skarb? Piszę do Ciebie, byś wzięła się w garść. Twoje maleństwo jest jeszcze przy Tobie. Jest tutaj. Więc daj Jej Super Mamę! Pamiętaj, że gdy Ty się boisz -to Twoje dziecko też. Bądź silna przy Niej, pogodna, ciepła i cierpliwa. Nie pokazuj strachu, nie pokazuj łez. Ona chce czuć, że Mama jest przy Niej szczęśliwa, a nie że ciągle płacze i drży o Jej zdrowie... To trzymaj w sercu. Jeżeli odejdzie, to będzie mnóstwo czasu by płakać i cierpieć. Mnóstwo... A jeżeli wygra dzięki Twojej sile - to tylko dzięki Tobie!!!! Nie opłakuj za życia. Chore dzieci kocha się bardziej. Chore dzieci są święte za życia. Więc zbierz w sobie całą siłę, i całą miłość i idź dalej w nieznane, ale ze swoimi Skarbami.... Bo ja bym tak poszła. Nigdy się nie żaliłam. Kochałam Anię ponad wszystko i akceptowałam Jej kalectwo (choć wytoczyłam proces lekarzowi i wygrałam!!!) I jedyne co mnie teraz cieszy to to, że byłam dla Aneczki szczęśliwą, usmiechniętą Mamusią. Że dałam Jej zabawy i szczęście każdego dnia. Że słyszałam Jej śmiech niemal codziennie... Tylko ubolewam, bo nie pożegnałam się Nią... Odeszła, gdy mnie obok nie było... To mój krzyż. Mój ból. Kasia - Mama Ani-Aniołka(25.07.2003-16.05.2008 r.), Alicji (ur. 3.04.2006 r.)i Niny (ur.02.09.2012 r.)
|