na poczatku kazda chwila
bez lez i bolu wydawala mi sie zdrada pamieci. jak to - jak moge byc coc przez chwile
pogodna, usmiechnac sie, skoro moje dziecko nie zyje - widocznie nie kochalam go
wystarczajaco mocno.. Melka_x uswiadomila mi, ze to normalne uczucia, ze nawet najwieksza
zaloba kiedys sie konczy, ze usmiech - choc powoli, ale wraca. Nauczylam sie byc znowu
szczesliwa - na poczatku m ibardzo pomogly slowa Melki ale tez Anuteczka, ze nadchodzi taki
dzien, gdy o zmarlym dziecku mozna myslec z czuloscia, bez bolu. To zupelnie inne
pocieszenie niz to co slyszy sie potocznie - i to mnie nie denerwowalo a pomagalo w powrocie
do zycia i nadzieji. Dzis.. wlasnie minely 2 lata od smierci Malgorzatki. Zyje i jestem
szczesliwa. Teskonta za nia pojawia sie cieniem smutku coraz rzadziej. Nie sadzilam, ze to
bedzie mozliwe, a jednak... z pewnoscia pomoglo mi wyplakanie sie, wykrzyczenie swej
rozpaczy, dlugie listy i rozmowy, wsparcie bliskich no i to ze w koncu doczekalam sie tez
maluszka tu na ziemi. To prawda - najtrudniejsze po stracie to byc dla siebie
dobrym... sciskam a
|