za miesiac minie rok.tak jak tu duzo mam pisze, czas nie leczy ran tylko pomaga przyzwyczac sie do mysli ze moje dziecko nie zyje. moje otoczenie zareagowalo roznie, niektorzy nic nie powiedzieli nawet slowa, inni cos wspomnieli.ale wiem ze oni wolali by nie mowic nic.nie wiem dlaczego, bo przeciez kiedy umiera dorosly czy nie bylo by przykro najblizszym gdyby nikt nic nie powiedzial i wymagal od nich "normalnego zycia, funkcjonowania"? ja codziennie rozmawiam z moimi dziecmi, tzn z dziecmi aniolkami.boli mnie to ze najblizsi nie chca o tym mowic, to jest temat ktorego sie nie porusza.tak jakby moich dzieci nie bylo? byly tylko nie zdarzyly sie urodzic.co chwile dzieci na cmentarzu przybywa, dlaczego? w pierwszej chwili kiedy sie dowiedzialam ze moje dziecko nie zyje myslalam ze ja tez umre i nie dam rady przez to wszystko przejsc.myslalam ze czas sie zatrzymal i na tym bedzie koniec. ale jakos przetrwalam, czlowiek jest w stanie jednak wiele zniesc. pozostala mi milosc.milosc ktorej wiekszosc ludzie nie rozumie.sama juz nie wiem, czasem mam watpliwosci czy ze mna wszytsko ok? ze ja nadal to przezywam, ze chce o tym rozmawiac, ze od roku mysle tylko o kolejnej ciazy i rozplanowuje sobie wszytsko pod ten plan. moze to trzeba inaczej? bardziej na luzie..jeszcze sie nie staram, narazie mysle czy nie lepiej bybylo by odczekac jeszcze kilka miesiecy..nie wiem. moje dzieci odeszly w 8 miesiacy ciazy a drugie w 2 miesiacu ciazy [*][*][*][*] światełka dla wszystkich dzieci ktore odeszly za wczesnie
|