Ja tez chciałabym podzielić się moją tragedią jaką przeszłam na którą wogóle nie byłam przygotowana.Zaczęło się wielkim szczęściem 9 miesięcy temu kiedy to po wielkich trudach zobaczyłam dwie kreski i stałam się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i szczęście to trwało 40 tygodni i 5 dni.Przy każdej wizycie ciągle słyszałam,że wszystko jest dobrze moja Julcia rośnie zdrowa, nie mogłam się już doczekać żeby ją zobaczyć przytulić.Kiedy mąż wiózł mnie do szpitala w nocy z regularnymi skurczami co 5 minut to z jednej strony się bałam a z drugiej czekałam na tą chwilę 9 miesięcy.Po przyjęciu do szpitala dostałam jakiś zastrzyk po którym skurcze przeszły,rano mój lekarz powiedział ze jutro będą mi wywoływać poród ale niestety wszystko przerwała tragedia kiedy położna po południu przyszła i już nie usłyszałam tętna mojego skarba.I moje szczęście się zakończyło 25.06.2012.Teraz wiem że zawinili lekarze bo w nocy kiedy mnie przyjmowali lekarz spytał się mnie czy mój lekarz prowadzący powiedział mi o małej ilości wód i w karcie zostało wpisane małowodzie lecz niestety żaden nic nie zrobił i moja córcia się udusiła.Kiedy codziennie stoję nad jej małym grobem nie mogę się z tym pogodzić że jej ze mną nie ma,że to chyba jakiś zły sen lecz patrząc na jej zdjęcie wiem że to niestety jedyne zdjęcie jaki mam z moją kluseczką.Może mogłam coś zrobić,te wyrzuty zostaną ze mną do końca życia nie mogę sobie z tym poradzić i wytłumaczyć dlaczego tak się dzieje co złego zrobiłam ze tak się stało.Czemu nie mogę się cieszyć moim skarbem tak jak inni tylko ciągle zalewać się we łzach rozpaczy. ana