Zaglądam tutaj, podczytuję, czerpię siłę. A teraz przyszedł czas na mnie, pora napisać parę słów. 22 czerwca 2011 mój świat się zatrzymał... W 22tc ciąży urodziłam sn martwego synka. Mogliśmy pobyć długo razem, tuliłam Go, pocałowałam, mój piękny Królewicz... Ciąża przebiegała bez zastrzeżeń, częste wizyty i dobre samopoczucie. Czekaliśmy na wymarzonego synka, braciszka Bartusia. Nagły i szybki poród przekreślił wszystko, popadłam w nicość. Pogrzeb to wielka trauma, pomogli przyjaciele, rodzina, najbardziej mąż i kochana córeczka Wikusia. Mała lecz wielka.
Wyniki sekcji i konsultacje pokazały jednoznacznie wielkie zaniedbanie lekarki. 10 lat byłam jej pacjentką. Fałsz, obłuda, pazerność, niechlujstwo, lekceważenie, brak doświadczenia. Teraz to wiem. Ale teraz już za późno. Mojego królewicza już nie ma, a moje serce krwawi codziennie mocniej... Czas nie pomaga. 27 października mieliśmy się przywitać, 29 października będą 3 urodziny Jego siostrzyczki... Okrutny październik:((( Jak go przeżyć??? Pustka, tylko pustka i tęsknota. Tylko cudne słowa córeńki 'mamciu, nie bądź smutna, choć, rozweselę cię' dają iskierkę nadziei i siłę... *************************************************** mama Aniołka Bartusia *+ 22.06.2011 22tc i ziemskiej Wikusi 29.10.2008
|