Tak mi ciężko o tym pisać... 4 lipiec 2010r mój najgorszy dzień w życiu.Jestem w 31 tygodniu ciąży.Jest rano nie odczuwam ruchów dziecka mojego synka Krystianka.Jedziemy z mężem do szpitala z nadzieją że wszystko jest dobrze,że synuś tylko śpi.Najpierw położna sprawdza tętno dzidziusia i mówi że serduszko bije.Wychodzę od niej i mówię do męża że tętno jest.Czekamy na korytarzu na badanie lekarskie.Wchodzę do gabinetu,lekarz robi mi usg i z jego ust słyszę to co nie chcę słyszeć,że nasze dziecko nie żyje. Sparaliżowało mnie,mówię że przecież było słychać tętno,że to niemożliwe,ale on stwierdził że to było moje tętno.Wychodzę na korytarz i mówię do męża ,że nasze dziecko nie żyje,że biorą mnie jeszcze na badanie gdzie mają lepszy sprzęt.Mąż nie mógł tego pojąć.Tam potwierdza się,że dziecko nie żyje.Jest płacz.Wypełniam jakieś formularze i pozostaje w szpitalu.Przez trzy dni wywołują mi poród.Całymi dniami i nocami słyszę jak kobiety rodzą swoje dzieci i płacz narodzonego dziecka.7 lipca po zastosowaniu tabletek,zaczynają brać mnie skurcze i rodzę mojego Krystianka.Nie słyszę jego płaczu.Jest mi ciężko i płaczę.Przecież to jest moje najukochańsze 1470g i 37cm,mały człowieczek,który miał wnieść w nasz dom tyle radości,ale tak się nie stało.Pozostała tylko pustka i nastała cisza.Na drugi dzień wychodzę ze szpitala.Nie mogę znaleźć sobie miejsca w domu, nie mogę spać, po prostu chcę mojego synka.Ale tak się nie da... nasz Aniołek jest już w niebie.W piątek 9 lipca jest pochówek naszego synka.Ubranka,które kupiłam dwa dni przed tą tragedią daję do trumienki.Zamiast bukiecika kwiatków do chrztu jest wiązanka pogrzebowa.Nie mogłam na nią patrzeć,doprowadzała mnie do łez.Mieliśmy przecież z mężem przygotować pokoik specjalnie dla dziecka ale nie zdążyliśmy.Może i dobrze bo widok tego pokoju by mnie doprowadzał do jeszcze większej rozpaczy.Zamiast zabawek jest pomnik na cmentarzu.Odwiedzam Go prawie codziennie i rozmawiam z nim. W te święta bardzo nam Go brakowało bo przecież to miały być najpiękniejsze nasze Święta,z synkiem...Ale nie były.A przecież przed tymi wszystkimi wydarzeniami tak dobrze się czułam.Nie miałam żadnych komplikacji,łożysko się nie odkleiło,ciśnienie w normie.Więc pytam się dlaczego?dlaczego to nam się przytrafiło?Odpowiedź zna tylko Bóg. Kochamy Cię nasz syneczku,nasz Aniołeczku.
|