Jeśli mogę coś doradzić...powiem jak hannah :"Posłuchaj siebie", jeśli wszystko jak mówisz jest na nie, jeśli nie znajdziesz żadnego tak dla siebie, to myślę, że już masz odpowiedź. Ja byłam przy moim chrzestnym synku niemal od narodzin, razem z jego mamą płakałyśmy nad moim niespełnionym macierzyństwem. Dzień po dniu oswajałam się z jego obecnością, z tym, że to co mi się zdarza z nim nie zdarzyło się z Teo. Na samym chrzcie,łącznie z duchownym byli nasi przyjaciele, były momenty, że płynęły mi łzy, nikogo to nie raziło. Wytrzymałam do końca chrztu, ale gdy potem wszyscy się zachwycali maleństwem coś we mnie pękło, nawet nie miałam siły się pożegnać już nie mówiąc o obiedzie. Wyłam z bólu, bo przed oczami miałam chrzest Teo, nikt się nim nawet nie zdążył zachwycić, chrzest nie był radosnym początkiem, raczej początkiem końca, bo lekarze radzili ochrzcić, bo nie było pewne czy Teo dożyje ranka.
Nie wiem, kto wymyślił, że dziecku się nie odmawia, ale zdaje mi się, że nie brał pod uwagę mam po stracie. Moim zdaniem mamy do tego absolutne prawo, jeśli czujemy, że nie jesteśmy do tego gotowe i nikt nie powinien wymagać by było inaczej. Nawet my same od siebie ;)
Pozdrawiam Ania Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)
|