Dawno mnie tu nie bylo, ale czytam Was regularnie, po prostu od narodzin Marcelka duzo sie zdazylo, zachorowalam powaznie ale juz wszystko idzie ku dobremu.
Ale ja nie o tym. Moze napisze troche chaotycznie, ale musze to z siebie wyrzucic. Moj Maz dzis podczas klotni wyrzucil mi,ze jakim prawem ja sie uwazam za dobra matke, skoro jak Mareczek sie urodzil (zyl 25dni) to balam sie patrzec na niego i go dotykac, ale ja po prostu bylam w tak ciezkim szoku po tych wydarzeniach, ze nie mialam sily by go pokochac.... czulam tylko pustke i bezsilnosc, a wszystko zaczelo do nnie dochodzic dopiero miesiac po smierci Mareczka. CZY JESTEM WYRODNA MATKA? CZY TO ZE TERAZ CIESZE SIE KAZDA CHWILA Z MOIM ZYJACYM SYNKIEM TO ZBRODNIA? Jak patrzylam jak Mareczkek cierpi podlaczony do tych wszystkich rurek to poczulam ulge jak odszed..... Mama Mareczka *10,11,2008 +5,12,2008 (24tc) Ziemska Mama Marcelka 18.09.2009 (34 tc)
|