strasznie, strasznie mi przykro... ale powiem Ci Kochana Mamo Aniołka, że ja nie byłam przy kremacji mojej Kasiuni, mąż wziął na swoje barki ten trudny ciężar, nie byłam nie dlatego, że nie chciałam, ale wszystko było takie świeże, nowe i koszmarne, a przede wszystkim niezbadane, nieznane, co dopiero wypuszczono mnie po 2 tygodniach ze szpitala, byłam w szoku, nie wiedziałam co dokładnie będzie się działo, tzn nie miałam świadomości, że będę mogła zobaczyć Córeczkę przed kremacją... wiem, że to może brzmieć dziwnie, ale tak było, nie kremujemy codziennie Bliskich... mąż chciał "oszczędzić" mi cierpienia i stało się tak jak się stało, nie byłam przy kremacji... dopiero na pogrzebie niosłam na rękach urnę z prochami Ukochanej Córeczki... żal mam w sobie przeogromny, że mój rozum nie pozwolił mi wtedy na myślenie i nie uświadomił mi, że jeszcze raz miałam szansę zobaczyć Kasiunię, i miałam szansę jeszcze raz być fizycznie blisko Niej... Wiem Kochana, że to trudne, ale dasz radę, zostanie Ci w sercu, pamięci jeszcze jedna ważna, choć smutna chwila, której ja jestem pozbawiona... Spójrz na to w ten sposób, jestem z Tobą całym sercem. Mama Jacusia(3 latka) i Aniołka Kasiuni (*+18.07.2008)
|