Tak się złożyło, że był to szczególny dzień, zaledwie dziesięć dni od chwili gdy zasnął, dzień pożegnania, dzień kiedy Kazia zobaczyło jego rodzeństwo, Babcie, Ciocia wybrana na mamę chrzestną. Dzień kiedy zebrałam wszystkie siły i szliśmy go pożegnać wszyscy razem, całą rodzinką. Padał deszcz, a tam nad grobem zaświeciło słońce. Byliśmy smutni, ale spokojni, wtuleni w siebie. I na zawsze tak już pozostanie, dzień zadumy, refleksji i wiary, przepełniony miłością. Byłam tak wyczerpana, że spałam potem chyba 15 godzin. Czas na wyrzucenie emocji przyszedł później, po cichu, w samotności i w ramionach mojego zatroskanego męża. W tym roku spędziliśmy urodziny synka i ten dzień podobnie, potrafimy się już uśmiechnąć, wspominać, rozmawiać, spędzamy ten czas razem z dziećmi ciesząc się sobą, odwiedzamy grób naszego smyka.
|