Jak ja rozmumiem to wszystko co tu jest napisane...NIGDY nie myslałam,że to TAK boli...wiedziałam,że kobieta ( osierocona mama ) cierpi, ale myślałam, że czas mija rany zasusza...Nic bardziej mylnego!!!Im wiecej czasu mija od straty mojej Fasolki, tym bardziej boli i bardziej tęsknię....minął juz dzień mojego terminu, w którym miałam spotkac się z moim wymarzonym maluszkiem...nie było nam dane...Boże!Niedługo mija rok jak "TO" się stało....a ja wciąż czuje pasy na nogach...chłód w sali zabiegowej...Niektórzy może pomyślą " przecież jest młoda...to była "wczesna" ciąża"..ale dla MATKI nie ma "wczesnej" ciąży...dla matki od początku jest DZIECKO!Było DZIECKO.....dlaczego tak jest, że maluszki "odchodzą"??Moja Fasolka nie ma grobu...była "Fasolką"...ale zapalam Jej znicz zawsze gdy jestem na cmentarzu na grobie kogoś z rodziny...Dziewczyny!Wiem, że to nie wszystkim pomoże, ale mi takie zapalanie znicza pomaga.Jeden mały, biały znicz zawsze dla mojego dziecka... A jak Wy sobie radzicie??Podpowiedzcie.Bo ja czasami sięgam dna..... mama fasolki
|