Od kilku dni czuję się jak piąte koło u wozu, nikomu niepotrzebna, bo inna, smutna, nieszczęśliwa. W poniedziałek wróciłam do pracy i nie mogę sobie znaleźć miejsca. Nie mogę być koło tych, którzy rozmawiają o świętach i się cieszą, bo święta już do końca życia będą dla mnie bardzo bolesne (miałam urodzić 25 grudnia), nie mogę też słuchać o dietach, stercie ubrań do prasowania itp., bo czuję, że zwariuję. Wszędzie jest mi nie tak, nigdzie nie ma dla mnie miejsca. Nie mogę płakać w pracy, więc płaczę po powrocie do domu, i tak w kółko. W domu też nie mogę się skupić na niczym, nie ogarniam tego, i staram się trzymać tylko dla córeczki. Nikt nie ma dla mnie czasu. A może nie chcą ze mną rozmawiać, bo jestem męcząca? bo nic mnie nie cieszy? no ja tak długo nie pociągnę. Tak bym chciała, żeby mnie ktoś przytulił i powiedział coś ciepłego, o moim synku i po prostu do mnie.
|