Kochana,
wiesz, w całym tym cierpieniu nam, aniołkowym mamom, jest łatwiej. Mamy siebie. Nasi mężczyźni mają tylko nas i nawet z nami, własnymi żonami, narzeczonymi, dziewczynami nie potrafią o tym porozmawiać. To nie jest temat do rozmów przy piwie z kumplami. Oni boją bardziej niż my: niezrozumienia, braku akceptacji, słów "stary, no co ty?".
Wiesz, gdyby mój Maciej pił to bym go upiła i pozwoliła się do woli wygadać, wypłakać, wyżalić.
Kiedy odeszła Wiktoria, to Maciej załatwiał pogrzeb i całą tę biurokrację. To on zajmował się Krzysiem. Wychodzili razem rano i wracali wieczorem. Zaraz kładł się do łóżka i zasypiał w ciągu pięciu minut a ja nie wiedziałam czy płaczę z żalu po Wiktorii czy ze współczucia dla Maćka. Przeżywał to na swój cichy, męski sposób.
To Maciek pierwszy widział Wiki na oiom-ie i dzielnie wrócił zdać relację. Dziś wiem ile go to kosztowało. On pierwszy zrozumiał, że odeszła, wsłuchując się w moje łkanie. To on powiedział na pobrzebie: "Zawsze będziemy ją kochać".
Kocham go za wiele malutkich rzeczy. Najbardziej jednak kocham go za to, że pozwolił mi zrozumieć przysłowie "przyjaciela poznaje się w biedzie". Do tego nie trzeba słów i łez, wystarczą gesty.
Przesyłam Wam uściski, Beata,
mama Krzysia, Wiktorii [*] i Adrianka.
|