Moja koleżanka, która urodziła miesiąc po mnie jest dla mnie prawdziwym krzyżem. Prawie codziennie widzę jak spaceruje szczęśliwa ze swoją córeczką. Pomimo ogromnego bólu nie schodzę jej z drogi, mówię cześć, zaciskam zęby by się nie rozpłakać i idę dalej. Ale przedwczoraj gdy idąc na grób Amelki zobaczyłam ją na cmentarzu poprostu nie potrafiłam. Ona z wózkiem, szczęśliwa, nachylona nad żywym dzieckiem a ja nad grobem mojego maleństwa. Jej widok tam był strasznym ciosem. I dziś dowiaduję się od naszej wspólnej koleżanki, że tamta jest oburzona tym, że jej nie powiedziałam cześć, że się zachowuję jakbym jej nie znała. Oburzona, że z nią nie rozmawiam jakby nigdy nic, że nie podchodzę do wózka i się nie rozpływam w superlatywach nad jej dzieckiem. Gdy to usłyszałam myślałam, że padnę. Kompletny brak zrozumienia. Minimum dobrych chęci by wystarczyło by się postawić w mojej sytuacji. Ludzie są okrutni i bezmyślni. Alkione
|