Jestem zagubiona, jak małe dziecko w tłumie. Straciłam synka. Urodził się z wadą serca, ale stoczył jedenaście bitem o swoje życie, bo tyle miał operacji.Od zawsze bałam się, że odejdzie. Liczyłam się z tym. Niedawno uwierzyłam wreszcie, że może być dobrze, że świat jest piękny, a Bóg nas kocha. Michaś dobrze się uczył. Wprawdzie bez paska, ale z dobrymi wynikami skończył gimnazjum. Przez wszystkie lata uczył się w domu- był stęskniony za szkołą. Teraz dostał się do najlepszego ogólniaka w mieście, do klasy mat- fiz. Boże, jakiż on był szczęśliwy. Podjęliśmy decyzję, że będzie chodził do szkoły. Jak zwykle tanie wakacje, ale razem z rodziną. Na nich to udowadniał sobie i nam , jak wiele potrafi. Porównałam go nawet do Jasia Meli. Był szczęśliwy. A potem przyszła gorączka. Natychmiastowy powrót do domu. Wizyta u lekarzy i trudna do zdiagnozowania choroba. Chyba wiecie, że najgorzej leczyć coś czego się nie zna. Potem wszystko potoczyło się szybko. Pobyt w klinice na oddziale pediatrycznym, potem OIOM , na którym usłyszeliśmy - SEPSA. Kiedy przez chwilkę wydawało nam się, że jest z górki Michaś zatrzymał się... został podłączony do respiratora. Potem kolejne urządzenie - zewnętrzny defibrylator- nie stymulował skutecznie rozrusznik i zatrzymań było kilkadziesiąt. Na koniec nie obeszło się bez dializy i sztucznej nerki. Po miesiącu walki o życie naszego dziecka telefon- "Z dzieckiem jest źle, jeśli chcecie się pożegnać to proszę natychmiast przyjechać". Nie udało się go zatrzymać z nami... odszedł nie skończywszy nawet 16 lat. Odszedł w najpiękniejszym momencie swojego życia. Miał tyle planów...Był jak motyl- swoim pięknem cieszył nasze oczy, żył jak motyl- cicho i krótko. Jak sobie z tym poradzić, jak zrozumieć sens tego co się stało? Zawsze dziękowałam Bogu za krzyż jaki kazał mi dźwigać. Było we mnie wiele pokory, ale... jak teraz mam dziękować? Co mam zrobić, jak żyć? Jak żyć bez mojego dziecka, bez kawałka mnie, bo w końcu był moją cząstką. Jaka ja kiedyś byłam szczęśliwa...
|