Dziewczyny, a właściwie Mamusie poczucie winy to my same
wzbudzamy w sobie szukając wyjaśnienia dla tego co spotkało nasze dzieci, co nas spotkało,
dlatego że się nie udało, dlatego że większości z was poprostu trudno jest uwierzyć w to że
tak chciał los czy Bóg, w zależności od tego w co wierzycie. Trudno jest uwierzyć że tak
poprostu przez przypadek trafiło właśnie na was i wasze dziecko... bo trudno nam ludziom
uwierzyć w coś czego namacalnie nie możemy dotknąć bądź zobaczyć, a w tym przypadku winnego
nie zobaczysz... no chyba że same sobie coś wmówicie i wtedy winnego zobaczycie w lustrze,
ale to już zalezy od was samych i od tego co chcecie.
Winy można szukać i doszukać
się we wszystkim.
Mój Tomuś miał masę wad wrodzonych, nie genetycznych. Zespół
Pierre-Robina w połączeniu z Zespołem Goldenhara, wady rozwojowe twarzoczaszki, cofniętą
dolną żuchwę, olbrzymią i postępującą asymetrię prawostronną twarzy, niedorozwój
prawostronny twarzy, niedorozwój prawostronny podniebienia miękkiego i twradego, i idący za
tym niedorozwój prawostronny dróg oddechowych, niedorozwój prawostronny małżowiny usznej i
ucha wewnętrznego, niespojenie I i II łuku skrzelowego, wiotkość krtani, brak koordynacji
ssania, łykania i oddychania, i jeszcze można by wymieniać. Wada mojego Tomcia powstała
między 8-10tc, o której ja dowiedziałam się w 7-8tc (cykl 36dniowy), gdy jeszcze jego serce
nie biło. Może popełniłam wtedy jakiś błąd ale nawety nie pamiętam żeby coś się wtedy
zdarzyło. W 10tc miałam ostry stan stan zapalny zęba, widoczny dopiero po rozwierceniu,
ale za nim do tego doszło, a raczej znalazłam lekarza który na ślepo to rozwiercił dostałam
drgawek, kłócia i ślinotoku, wylądowałam w szpitalu i tam dostałam środki przeciwbólowe,
ciąży groziło poronienie w takim stanie. Owszem najprawdopodobniej te właśnie leki
spowodowały nieprawidłowy podział komórek u Tomcia. Moja wina?? Owszem bo wstrzykneli mi
leki a ja nie uciekłam ze szpitala, a gdyby nie wstrzykneli... poroniłabym przy tych
drgawkach i też bym się obwiniała. Jadąc dalej ... Nie uwierzyłam lekarzowi genetykowi
światowej sławy specjaliście w diagnostyce rozwojowej płodu że moje dziecko ma wadę i tak
postępująca jej odmiana to jak 1:1.000.000, śmiertelna i nieuleczalna. Nieuwierzyłam bo 3
innych wraz z moim gin, który sam mnie do niego wysłał na moją prośbę, twierdził że to
zwykła wada zgryzu oddziedziczona po mamusi, nie groźna i nieśmiertelna. A najłatwiej
uwierzyć w to co chce się usłyszeć. Mój błąd. Czemu? Bo mój synek z tą wadą nie miał szans
na przeżycie 1,5 roku. Bo jeśli nie zdecydowałam się na terminację ciąży to mój Synek
powinien był z tą wadą urodzić się w innym szpitalu, specjalistycznym, w CZMP w
Łodzi. Ten błąd skutkował porodem w szpitalu Madurowicza w Łodzi, gdzie personel nie
potrafił poradzić sobie z Tomciem nie mówiąc już o tym że takiego dziecka nigdy nie
widział. Karmiono go w złej pozycji co spowodowało podduszenie się i masaż serca w 1/2
dobie życia i założenie mu na wszelki wypadek sondy dożołądkowej. Gdyby urodził się w
CZMP przy tej wadzie i po pierwszym podduszeniu wykonano by mu tracheotomię. Co by było po
niej?? Pojęcia nie mam. Może mój synek by dzisiaj żył bo rurka by się przyjeła i niebyłoby
komplikacji, niedostałby odmy śródpiersiowej,odmy płucnej, czy rozedmy płucnej. A może by
tej rurki nie włożyli i zmarłby na bloku, a może zabiłyby go skutki uboczne. I nawet bym go
niepoznała. Przyjęta przez organizm rurka tracheo dałaby możliwość opracji w 6m-cu życia
(tak było planowo) w każdej placówce w kraju, bo daje możliwość podania znieczulenia
ogólnego i wybudzenia dziecka z narkozy (i żaden szpital by nie odmówił przyjęcia takiego
pacjenta). A może z tą rurką tracheo zmarłby mi w domu tak jak córka Ewelinki,Zuzia, bo
samo tracheo życia tez nie gwarantuje.
I mogę wymienić wam jeszcze ze 20 takich
błędów które być może zmieniły by cokolwiek, nie wiadomo tylko w którą stronę, bo wszystkie
je zdążyłam przewałkować od lewej do prawej, czepiając się samej siebie. Część za życia
Tomcia patrząc jak się uśmiecha a lekarze bezradnie rozkładają ręce i każą cieszyć się każda
minutą, bo za chwilę może być ostatnią, albo patrząc jak moje dziecko właśnie przestało
oddychać i jego serce milczy, a za chwilę znów bije i nie wiadomo jak długo bić będzie. Jego
uśmiech wynagradzał każdą reanimację i związany z nią stres.
Żył bo żyć chciał - tak
mówili lekarze i w to wierzę, bo z medycznego punktu widzenia nie powinnien był wogóle
żyć. Odszedł bo chciał - tak myślę i w to wierzę. Owszem ja podpisałam zgodę na
zaplanowany zabieg w innym szpitalu specjalistycznym ze specjalnie dobranym personelem
wiedzą że mój Synek ma 5% szans na przeżycie samego zabiegu, wiedząc że oddając go na blok
operacyjny mogę go więcej nie zobaczyć. Ale to była ostatnia szansa aby utrzymać go przy
życiu, aby zdążyć zrobić mu zabieg chirurgiczny. Nagłe powikłania i błąd lekarza
spowodowały śmierć Tomcia. Może gdybym tam była dziś by żył a może nie.
Każda rzecz,
każdy zabieg, wszystko co robią lekarze w szpitalu zawsze robią "ZA ZGODĄ MATKI"
ale Mamusie nie ma się o co obwiniać, oni robią co mogą ale nie są Bogami ani
cudotwórcami. A my Matki nie jesteśmy niczemu winne. POPROSTU TAK UŁOŻYŁO SIĘ NASZE
ŻYCIE, TAK ZDECYDOWAŁ LOS O WYDARZENIACH, TAK ZDECYDOWAŁ BÓG (dla tych co w niego wierzą). buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|