Jestem tu "nowa",wczoraj
dowiedziałam się z gazety ze istnieje taka strona. Czasem budzę sie w nocy i mysle ze to
był tylko koszmar,ze tak naprawde to tylko sen i wracam do bolesnej rzeczywistosci.Minęły
juz 4 lata... Było cudownie ,juz w 3 mc.wiedziałam ze będzie to syn-nasz Adas.(skakał w
brzuchu jak A.Małysz)Wszystko juz dzielilismy na trzech,wyremontowalismy dla niego
pokój,mielismy plany-bylismy szczesliwi.Mąż przed i po powrocie z pracy dużo rozmawiał z
naszą kruszyną,głaskał brzuch,regularnie chodził ze mna do lekarza i płakał nie raz z
radości jak synek pomachał mu w ekranie USG. Byłam w 30 tyg.ciąży,zle sie poczułam ,moja
intuicja kazała mi isc do szpitala.Tak tez zrobiłam.Pielęgniarka zrobiła mi Ktg i
stwierdziła ze tętno zanika ,bo dziecko jest zaruchliwe.Uspokoiło mnie to ,dostałam no-spe ,
relanium i odesłano mnie do domu. Mąż wrocił z pracy,przytulił sie do brzuszka,pozegnał
sie na dobranoc z kruszynka tak jak kazdego dnia.Po chwili poczułam coś dziwnego ,przestałam
czuc ruchy.Mąz uspakajał mnie mówiąc ze napewno posłuchał taty i poszedł spac. Nie spałam
całą noc,rano poszłam z mamą do lekarza.Nigdy nie zapomnę słow ktore wypowiedział:płod
obumarł,za rok pani urodzi nowe dziecko!.moja mama nie moze zapomniec mojego
krzyku...Pojechałam do szpitala,czekałam pare godzin na lekarza.Przyjechal moj mąz.Wpuscili
go na porodowke,bo sami nie mieli odwagi mu powiedziec co sie stało.Myslał ze urodzilam ,ze
moze mały jest słaby,a ja z duzym brzuchem mocno go przytuliłam i przez łzy
powiedziałam:nasz Adas niezyje!. Na drugi dzień zdecydowali sie na wywołanie
porodu,podali mi zastrzyki i kroplówki.O 21:30 przyszedl na swiat nasz skarb.Dostałam go na
pierś,przytuliłam i tak jak pragnęłam przywitałam go.Poprosiłam o chrzest z wody.Połozne
płakały razem ze mną.Zabrali małego,pozegnał sie z nim tez jego tata,padł przed nim na
kolana.Najgorszy byl placz dzieci,ktore matki tuliły ,karmiły ,przewijały. Nadszedł dzien
pogrzebu.Siedzielismy przy jego trumience,trzymając go za rączki.Drogę do grobu moge
porownac do drogi krzyzowej.Słonce paliło mnie w plecy jak bicze pana Jezusa,a ciernie nosze
do dzisiaj.Zamiast ubranek kupuje mu nowe znicze,kwiaty.Przywozimy mu pamiątki z
wakacji,dzieci mojej siostry tez. Mamy 3 letniego synka-Łukaszka,taka mała iskierka.Wie
ze ma tu ,na cmentarzu brata.Czuje ze mama kocha i ze brakuje mi aniołka w kazdej minucie
zycia.Zamiast bawic sie z bratem ,zgarnia ze mna liscie na jego grobie,grabi,podlewa
kwiatki-bo tylko tyle mozemy zrobic dla naszej kruszynki.Czasem mysle jak my ,osieroceni
rodzice to znosimy?
|