Nie,Nika. Śmierć dziecka nigdy nie ma sensu. NIGDY! Dlatego tak bardzo cierpimy, tak bardzo rozpaczamy, doszukujemy się wyjaśnienia, pytamy: " dlaczego?" I nic,żadnej odpowiedzi. Ja nie winię Boga za to, co się stało, w ogóle Go w to nie mieszam. MOje dziecko umarło, bo zabrakło mu życiodajnego tlenu, gdy dostał duszności, a chorował na zapalenie płuc. Zachorował, bo go nie dopilnowałam, umarł w samotności, w bezdusznym szpitalu, do którego bezmyślnie go oddałam. Ja miałam wpływ na to, co dzieje się z moim dzieckiem, TY nie miałaś, bo jak? A złe myśli? Zapewniam Cię, że wiele z matek na wieść o kolejnej, nieoczekiwanej ciąży chcąc nie chcąc pomyslała o aborcji. To mignięcie, myśl odegnana ntychmiast - tak, jak u Ciebie. Przecież nie usunęłaś ciąży, więc nie rób sobie wyrzutów. Cóż, pewnie zadziałała fizjologia, biologia, niestety, jesteśmy częścią przyrody i na pewne sprawy wpływu nie mamy. Także na śmierć dziecka w łonie matki. Wiesz, ja żyję już 34 lata bez mojego synka, poukładałam sobie życie, pojęłam wiele rzeczy. Witold byłby teraz dorosłym mężczyzną,a ja pamiętam go jedynie jako 4- miesięczne niemowlę, które oddaję pielęgniarce, żeby zabrała go na stracenie...
|