No właśnie. Co z tymi osobami, którym łaska wiary nie była/jest dana? Chociaż trybiki były oliwione w dzieciństwie i wczesnej młodości zarówno w domu, poprzez katechezę jak i w kościele. Coś w tych trybach nie zaskoczyło, nie zaiskrzyło. Czy Bóg (jeśli istnieje?) dał im rolę/drogę św. Tomasza, który musiał pogmerać i poświdrowac palcem, wywyiercić dziurę w brzuchu, by uwierzyć. Tylko komu tu dziś świadrowac?:-)
Nie mówię tu o osobach, które twierdzą, że Kościół jest "be", bo ksiądz to "fura, skóra i komóra", a do tego jeszcze kochanka i gosposia (i do tego jeszcze te role się zazębiają:-), bądź nie wierzą, gdyż przeszkadza im stosunek Kościoła do antykoncepcji itd., ale gdyby ów stosunek uległ zmianie to do kościoła pobiegli by raz, dwa, trzy:-)
Myślę raczej o osobach pełnych wątpliwości co do sedna wiary, istnienia Boga. Analizujących i racjonalizujących. I z każdym dniem dochodzących do wniosku, że "wiem, że nic nie wiem". Dopuszczających, że coś/ktoś jeszcze istnieje, ale nie mogących tego kogoś ubrać w szaty Kościoła, rok liturgiczny itd. Nie widzących w podniesieniu przeistoczenia, no bo jak wino może się zmieniać w krew, a chleb w ciało? Czyli nie widzących kwintesencji wiary? Zastanawiających się czy gdy umrzemy i się obudzimy (jesli się obudzimy?)czy nie okaże się, że czeka nas zupełnie coś innego niż to co słyszymy w kościele, zborze, synagodze (nie chciałabym tu wywoływac dyskusji niebo, szeol itd)? Zastanawiających się czy zbawienie (jesli istnieje?) musiało przyjść przez krzyż? Czy była inna droga?
Reasumując: multum wątpliwości, nawarstwiających się pytań, majacząca wiara w Coś(i to nie jest krokodyl ani ufo:-)/Kogoś poza nami (zalążki wiary oporne na "wypracowanie", pogłębienie poprzez regularne praktyki religijne), bez Bożej łaski wiary.
Zamysł Boży? Rola św. Tomasza?
Ciekawa jestem Waszych opinii.
|