dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

BartuśHits: 775
patka01  
28-09-2011 16:57
[     ]
     
O tym, że jestem w ciązy dowiedziałam się na święta Bożego Narodzenia na początku wystraszyłam się ale potem strach odszedł a przyszło szczęście. Całą ciąże dbałam o siebie prywatny lekarz, wszystkie badania 4d, 3d badania przezierności. BYło dobrze ciąża przebiegała prawidłowo, maluch rósł, w 5 miesiącu dowiedzieliśmy się że będziemy mieli chłopczyka nazwaliśmy go Bartuś.Termin miałam wyznaczony na 23 sierpnia tego roku, chodziłam do kontroli co 2 dni ale lekarze przetrzymali mnie do 29 sierpnia. Nad ranem poczułam pierwsze skurcze wybraliśmy się do szpitala zbadano mnie, miałam rozwarcie 4,5 cm. Udałam się na blok porodowy o 9:25 podano mi kroplówke ze środkiem przyśpieszającym poród, nic się nie działo ok 12 zbadał mnie lekarz powiedział, że maluszek ma czas i razem z położną mam czekać na prawidłowe skurcze. Po 20 min położne zdecydowały przekuć mi pęcherz z wodami następnie skierowały mnie na usg. Lekarz, który robił mi usg powiedział, że wszystko jest w porządku. Znalazłam się na łóżku porodowym mąż cały czas był przy mnie, parłam mówiono, że idzie mi świetnie i że jestem dzielna i już nie długo zobaczę maluszka. Nagle położna krzykneła ''pępowina", kazano wyjść mojemu męzowi, dzwoniono po lekarza, z jednego łóżka przeniesiono mnie na drugie i szybko wieziono na sale operacyjną byłam wystraszona i bałąm się o moje maleństwo, położna cały czas trzymała ręke w moim kroczu podtrzymując pępowine. Gdy znalazłam się na sali operacyjnej anastezjolog już mnie usypiał nie było czasu na znieczulenie zewnątrzoponowe. Położna obiecała mi, że wszystko będzie dobrze. Zasnęłam ... pamiętam, że gdy wybudzałam się z narkozy cały czas pytałam o zdrowie mojego dziecka, ale pielęgniarka nic nie chciała mi powiedzieć kazała czekać na lekarza, czułam, że coś jest nie tak bo nie patrzyła mi w oczy. Po kilku minutach wszedł lekarz z moim mężem. Mój mąż był zapłakany myślałam, że Bartuś jest chory albo leży w inkubatorze ale lekarz powiedział mi, że mój synek nie żyje. Powiedział, że moja pępowina miała 1 metr długości i wypadła przed dzieckiem dusząc go. Mówił, że robiono mu 30 minutową reanimację ale nic to nie dało.... Nie wiem jak mam sobie z tym poradzić wszystko było dobrze prawidłowa ciąża tak nie wiele dzieliło mnie od zobaczenia mojego maleństwa zdrowego. Mieliśmy wszystko gotowe pokój, łóżeczko, wózek cały dom rodzina wszyscy na niego czekaliśmy.... Najbardziej boli mnie to, że pępowina która łączyła mnie z Bartusiem, która dawała mu skłądniki odżywcze na koniec stała się przyczyną jego śmierci... dla mnie to istny paradoks... Pochowaliśmy synka tydzień później ponieważ chciałam być na pogrzebie a po cc musiałam kilka dni zostać w szpitalu.... Modlę się codziennie i odwiedzam go na cmentarzu ale w domu jest strasznie pusto bez niego... Tłumaczę sobie, że mój syn jest w niebie i jest moim aniołem stróżem ale nigdy nie pogodzę się z jego śmiercią. [*] 


  Temat Autor Data
  Re: Bartuś Ewelina85 15-10-2011 15:34
  Re: Bartuś mamaAleksa 15-10-2011 23:58
  Re: Bartuś kabi 16-10-2011 01:13
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora