Jolek przepiękna opowieść... Może jeszcze nie ten rok, nie następny, ale kolejny...?
Jest dokładnie tak jak piszesz - są dni kiedy człowiek jest zaabsorbowany codziennymi obowiązkami i wtedy jakoś ten czas ucieka... Strata której doświadczyłyśmy nie opuszcza nas, ale zdarza się że nabiera trochę innego wymiaru. Do czasu, aż przychodzi taki dzień kiedy wszystko (jak na filmie) dzieje się na nowo... Brak ruchów Pawełka (pamiętam jak próbowałam Go do nich zachęcić Jego ulubioną piosenką "Moja dziewczyna jest czarownicą"), pogotowie, informacja o tym, że serduszko Pawełka przestało bić, wywoływanie porodu, poród siłami natury, krzyki innych kobiet zakończone płaczem dziecka, wypis ze szpitala, luka w pamięci, pogrzeb...
Czasami zastanawiam się co mnie tak dusi w piersi - czy to jest miłość, którą nie miałam okazji obdarować swojego Synka? Czy to jest żal do Boga o to co się stało? Czy może nienawiść do samej siebie i do innych, że nie zdołaliśmy temu zaradzić...?
Zadaje sobie też pytanie czy byłabym w stanie przejść przez to drugi raz - głośno odpowiadam, że nie, ale to nie prawda... Gdyby tak było nie starała bym się o kolejne Dzieciątko... Nikt nie może mi przecież zagwarantować że kolejna ciąża zakończy się inaczej...
Pawełku dziękuję Ci za te osiem miesięcy, które byłeś ze mną, nie oddałabym ich za nic w świecie... Światełka dla naszych Aniołków (*)(*)(*)
***Pełno nas, a jakoby nikogo nie było: Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło.*** Mamusia Pawełka *+10.01.2015
|