No i stało się. Agnieszka, 20-letnia siostra mojego męża, dziś urodziła synka. My z mężem mieszkamy na parterze, ona na piętrze domu, więc obudziliśmy się, kiedy usłyszeliśmy krzątaninę w środku nocy. Pojechali do szpitala. Nie mogłam już zasnąć, tysiące myśli tłukło mi się w głowie... Płakałam, kiedy widziałam, że Aga kupuje wózek, płakałam, kiedy kupowała łóżeczko, dzisiejszej nocy też płakałam... Wzięłam tabletki nasenne, ale do rana miałam jakieś koszmary. Po obudzeniu się od razu zajrzałam na Facebooka, a tam zobaczyłam zdjęcie jej dziecka - donoszonego, zdrowego... Dlaczego? Dlaczego ona może być matką, a ja nie? Dlaczego ona ma dziecko w ramionach, a ja w zimnym grobie!!! Czuję, że los sobie zadrwił, oddał jej mój scenariusz na życie. Mój!!! Ona powinna iść na studia i chodzić na imprezy, a nie bawić się w dom. My z mężem staraliśmy się o dziecko 5 lat, po drodze pokonaliśmy jego chorobę nowotworową. Klinika leczenia bezpłodności, wizyty, zabiegi, itd.... I pojawił się cud - nasza Lili... Dlaczego jej nie donosiłam? Dlaczego jej stan się pogorszył po operacji? Dlaczego umarła??? Czuję jakbym ponownie rozpadała się na milion kawałków, kiedy pomyślę, że Agnieszka tuli właśnie swe dziecko... Cała rodzina męża zachwyci się teraz małym, a o Lili nikt nie pamięta, nie mówi. Syn Agi zajmie w tym domu i sercach domowników miejsce naszej córki! Nie chcę widzieć tego dziecka! To tak strasznie boli, myśl, że to powinna być Lili - cała i zdrowa w tym domu. Gdzie tu jest sprawiedliwość?
|