Ja jestem też mamą wcześniaka z 27 t.c. Powód dla którego trafiłam do szpitala to przedwczesne odpływanie wód płodowych. Choć na początku nie bardzo wiedziałam co mi jest mimo że to 2 ciąża. Gdy przyjechałam do szpitala myślałam, ze to na chwilę, że może zbadają mnie i wrócę do domu. Jednak po minach lekarzy już wiedziałam, że nie jest dobrze. Po 2 dniach podawania leków przeciwskurczowych i bez wodziu przyszedł na świat Kacper z wagą 850 g. z hipotrofią, zamartwicą średniego stopnia, wrodzonym zapaleniem płuc. Byłam przygotowywana że dziecko może umrzeć. Jednak przeżył poród a jego pierwszy krzyk był cudowny. Potem to już wiecie zmiana szpitala, diagnozy, badania. Czekałam niecierpliwie na jego powrót do domu. Jednak zawsze coś stawało nam na przeszkodzie. Nikt nie uczył nas jak postępować z wcześniakiem, każdy go omijał szerokim łukiem, bo bardzo płakał, a nikt nie wiedział dlaczego. Gdy wzięłam go na ręce po jakichś 3 mies. To wiedziałam, że już go nie puszczę. To wtedy moja miłość wybuchła naprawdę. Ostatecznie po przebadaniu wszerz i wzdłuż wyszliśmy z do domu z przeleczoną cytomegalią. Kacper mając rok ciągle był za mały za chudy, ciągle płakał. Miałam dość spojrzeń lekarzy, pielęgniarek mówiących nic z niego nie będzie. Nie poddawałam się walczyłam o rehabilitację o to, żeby nie pozostał niewidomy i o masę innych rzeczy. A my zmęczeni do granic wytrzymałości trwaliśmy wraz z nim. I tak przez 21 mies. Gdy pewnej nocy Kacper zasnął i się więcej nie obudził. Ja spałam obok i nie czułam gdy moje dziecko odchodziło. Potem cała reszta, szok, otępienie, brak łez. Okropna cisza gdy mąż i córka wychodzili z domu. Przyzwyczaiłam się do bólu do tęsknoty do tej cholernej ciszy. Mam łzy i to daję mi czasem ulgę. Żyję z dnia na dzień choć początki były dodatkowo trudne gdyż musiałam wychodzić z domu wraz z córką, szłyśmy na plac zabaw, do szkoły gdzie bardzo dużo mam z maluchami. Po 2 latach od straty uśmiecham się, czuję się szczęśliwa lecz to wszystko jest tak na 3/4 bo ta moja mała cząstka odeszła wraz z nim.
|