Wydaje mi się, że ta potrzeba opowiadania o dziecku jest elementem żałoby. To "zjawisko" jest powtarzalne w 99% mam po śmierci dziecka. Ja mogę śmiało powiedzieć, że żałobę mam za sobą. I jest to niesamowitą ulgą, mieć w sobie pogodzenie, móc żyć dalej, nie odnosząc wszystkiego (dosłownie wszystkiego) do Zuzi. Tęsknota i łzy wylane w poduszkę, albo komuś bliskiemu na ramieniu pojawiają się. Wracają pytania bez odpowiedzi. Ale to wszystko już tak nie boli. Jest oswojone. Dobranoc dziewczyny, choć czuję, że mnie czeka bezsenna noc. I to właśnie za sprawą Zuźki. Chciałabym całkowicie odsunąć się od tematyki jej chorób, ale grono znajomych z dziećmi chorymi, co rusz nowe historie mnie jednak dotykają. I bronię się rekami i nogami przed zaangażowaniem, ale jednak wracają we wspomnieniach trudne momenty. I choć wiem, że tak pewnie będzie. To muszę czasami odreagować. Np. nieprzespaną nocą. edit: także zapraszam rano na MOCNĄ kawę:) --- "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|