U mnie było zupełnie inaczej, niż u Ciebie. Trafiłam na wspaniałych lekarzy i lludzi.w szpitalu, gdy już leżałam tydzień na trakcie porodem miałam zapewniona opiekę psychologiczna. ja k urodziła się Zuzia, to prof. Neonatologii nie wyszła do domu, tylko jeszcze kilka godzin została. Di momentu aż Zuzia wyjechała do drugiego szpitala. Prof. Kamiński, który oferował wrócił z urlopu kilka dni wcześniej!po górkę było w moim mieście - w Lublinie. Tu wołowa łam z lekarzami. A potem hospicjum...cudownie ludzie..oddani...gotowi na przyjazd w każdym momencie. Pielęgniarki opiekują ce się dzieckiem. Sprzęt,leki, środki higieniczne za darmo. Opieka psychologiczna...mieliśmy dużo szczęścia do ludzi. Z moim lekarzem mam wspaniały kontakt. U niego w gabinecie są zdjęcia całej mojej trójki:) Ale znam nazwiska lekarzy, którzy nie widzieli wad letalnych na usg...to jest smutne...bi ja rozumiem, że można być świetnym poloznikiem, ale nie być specem od usg.wiec dlaczego ich chora duma nie pozwala na skierowanie pacjentki do kolegi, który w usg jest swietny?? ------ mamaTosia06 napisał(a): > Lekarz do którego poszłam był polecanym ginekologiem... Nie dość że słono zapłaciłam za tą wizytę (chyba mają inny cennik dla ludzi z zagranicy) to na dodatek uwierzyłam w każde jego słowo, a wszystko było tak bardzo błędne. Tak zawieść, przecież chodzi o ludzkie życie. Mojemu Tosiowi nie moglibyśmy pomóc ale w innym przypadku możliwa byłaby interwencja już w łonie matki. Straszne jest to podejście wobec ludzkich dramatów. Jak wróciłam z Polski to pokazałam tutejszym lekarzom wynik USG ale i tak chcieli zrobić własne, tak jakby nie ufali. a potem jak wyszły te wady to kilkakrotnie pytano mnie co za lekarz (prywatny czy państwowy) robił mi badanie bo uwierzyć nie mogli w te "przeoczenia". A ja tak bardzo chciałam przyjechac do PL i usłyszeć polską diagnozę...jak bardzo się łudziłam...
> Historia Antosia jest dowodem na to jak odgórnie traktowani są "imigranci", chciałam w tym artykule zwrócić uwagę na różnicę między podejściem do pacjenta w Polsce a innych krajach. Tutaj od początku miałam oferowane różne wsparcie, pielęgniarki przyjeżdżały do domu, przywoziły leki, strzykawki i inne potrzebne mi rzeczy, nawet pani masażystka przyjeżdżała i śpiewając nacierała olejkiem Antosia dla relaksu. Zakład pogrzebowy zafundował nam przelot Antosia do Polski, nic nas nie musiało obchodzić poza tym strasznym bólem... A w Polsce to nawet problem z pogrzebem był (bo akt zgonu był inny niż polski i numerki im nie pasowały). Pochowaliśmy synka 10 dni po jego śmierci i wszystko tak jakby się sprzysięgło aby ten czas wydłużyć, aby ten koszmar trwał. I choć tak bardzo tęsknię za rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółmi to nie ufam mojej ojczyźnie, nie powierzę życia i zdrowia kolejnego dziecka...
>
> http://www.korso.pl/informacje/powiat/dobrze-ze-byles-antosiu.html
>
> Antosiu <3 <3 <3
mamaTosia06 napisał(a): > Lekarz do którego poszłam był polecanym ginekologiem... Nie dość że słono zapłaciłam za tą wizytę (chyba mają inny cennik dla ludzi z zagranicy) to na dodatek uwierzyłam w każde jego słowo, a wszystko było tak bardzo błędne. Tak zawieść, przecież chodzi o ludzkie życie. Mojemu Tosiowi nie moglibyśmy pomóc ale w innym przypadku możliwa byłaby interwencja już w łonie matki. Straszne jest to podejście wobec ludzkich dramatów. Jak wróciłam z Polski to pokazałam tutejszym lekarzom wynik USG ale i tak chcieli zrobić własne, tak jakby nie ufali. a potem jak wyszły te wady to kilkakrotnie pytano mnie co za lekarz (prywatny czy państwowy) robił mi badanie bo uwierzyć nie mogli w te "przeoczenia". A ja tak bardzo chciałam przyjechac do PL i usłyszeć polską diagnozę...jak bardzo się łudziłam...
> Historia Antosia jest dowodem na to jak odgórnie traktowani są "imigranci", chciałam w tym artykule zwrócić uwagę na różnicę między podejściem do pacjenta w Polsce a innych krajach. Tutaj od początku miałam oferowane różne wsparcie, pielęgniarki przyjeżdżały do domu, przywoziły leki, strzykawki i inne potrzebne mi rzeczy, nawet pani masażystka przyjeżdżała i śpiewając nacierała olejkiem Antosia dla relaksu. Zakład pogrzebowy zafundował nam przelot Antosia do Polski, nic nas nie musiało obchodzić poza tym strasznym bólem... A w Polsce to nawet problem z pogrzebem był (bo akt zgonu był inny niż polski i numerki im nie pasowały). Pochowaliśmy synka 10 dni po jego śmierci i wszystko tak jakby się sprzysięgło aby ten czas wydłużyć, aby ten koszmar trwał. I choć tak bardzo tęsknię za rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółmi to nie ufam mojej ojczyźnie, nie powierzę życia i zdrowia kolejnego dziecka...
>
> http://www.korso.pl/informacje/powiat/dobrze-ze-byles-antosiu.html
>
> Antosiu <3 <3 <3 "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|