Lekarz do którego poszłam był polecanym ginekologiem... Nie dość że słono zapłaciłam za tą wizytę (chyba mają inny cennik dla ludzi z zagranicy) to na dodatek uwierzyłam w każde jego słowo, a wszystko było tak bardzo błędne. Tak zawieść, przecież chodzi o ludzkie życie. Mojemu Tosiowi nie moglibyśmy pomóc ale w innym przypadku możliwa byłaby interwencja już w łonie matki. Straszne jest to podejście wobec ludzkich dramatów. Jak wróciłam z Polski to pokazałam tutejszym lekarzom wynik USG ale i tak chcieli zrobić własne, tak jakby nie ufali. a potem jak wyszły te wady to kilkakrotnie pytano mnie co za lekarz (prywatny czy państwowy) robił mi badanie bo uwierzyć nie mogli w te "przeoczenia". A ja tak bardzo chciałam przyjechac do PL i usłyszeć polską diagnozę...jak bardzo się łudziłam... Historia Antosia jest dowodem na to jak odgórnie traktowani są "imigranci", chciałam w tym artykule zwrócić uwagę na różnicę między podejściem do pacjenta w Polsce a innych krajach. Tutaj od początku miałam oferowane różne wsparcie, pielęgniarki przyjeżdżały do domu, przywoziły leki, strzykawki i inne potrzebne mi rzeczy, nawet pani masażystka przyjeżdżała i śpiewając nacierała olejkiem Antosia dla relaksu. Zakład pogrzebowy zafundował nam przelot Antosia do Polski, nic nas nie musiało obchodzić poza tym strasznym bólem... A w Polsce to nawet problem z pogrzebem był (bo akt zgonu był inny niż polski i numerki im nie pasowały). Pochowaliśmy synka 10 dni po jego śmierci i wszystko tak jakby się sprzysięgło aby ten czas wydłużyć, aby ten koszmar trwał. I choć tak bardzo tęsknię za rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółmi to nie ufam mojej ojczyźnie, nie powierzę życia i zdrowia kolejnego dziecka...
http://www.korso.pl/informacje/powiat/dobrze-ze-byles-antosiu.html
Antosiu <3 <3 <3
|