Pięć lat temu jeszcze żyłam nadzieją. Nadzieją zupełnie inną, niż ta, którą żyję dziś.
5 lat temu wstałam z łóżka zapewne z wielkim zapałem i pośpiechem. Spieszyłam się do szpitala, żeby być przy moim dziecku. Dziś wstaję z zapałem (choć nie zawsze) i pośpiechem (zawsze ;) ), do moich żyjących dzieci i z otwartymi ramionami do codzienności.
Nadzieja sprzed kilku lat, to nadzieja, że będzie dobrze...już zdążyłam się oswoić z faktem, że będę mieć głeboko upośledzone dziecko. Ale to nic...to nie było ważne...Żyłam nadzieją, że moje dziecko wróci do domu. Teraz mam nadzieję, że będę mogła po prostu spotkać jeszcze moją Zuzankę. Dotknąć, przytulić, ucałować.
5 lat temu, o tej porze, nie wiedziałam jeszcze, że już tak krótki czas dzieli moją córkę od poznania domu. Nie wiedziałam też, że tak krótko w nim będzie.
Dziś znów zaczynam analizować i zaczyna boleć aż fizycznie, a łzy tęsknoty napływają do oczu nieproszone. Znów zaczynam spadać w dół, aby za kilka tygodni dotknąć ponownie dna rozpaczy i móc wrócić do mojej codzienności... ------ Mama Królewny Zuzi 23.08.07-06.06.08* Księżniczki Natalki 24.09.09 Księciunia Nikosia 24.01.12 "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|