Jak już wiedzą ci z Was, którzy odwiedzają podforum "Ciąża po stracie", 1 grudnia urodził się nasz trzeci synek - Tomek. Jest zdrowy i prześliczny, więc patrzę teraz, jak śpi i pytam, czym sobie na takie szczęście, na takie zaufanie zasłużyliśmy? My, którzy jako rodzice ponieśliśmy największa z możliwych klęsk - nie byliśmy w stanie uratować naszej Hani:( Oczywiście, takie pytania są bez sensu, ale poczułam dziś, że skoro Bóg powierzył nam kolejne dziecko, to może czas wreszcie tak do końca sobie przebaczyć. Wiem, że obiektywnie nie ma czego, ale gdzieś w podświadomości czasem dochodzą do głosu myśli, o których mądrzy księża mówią, że pochodzą od tego, który ze zła śmierci chce wygenerować jak najwięcej kolejnego zła.
Jeszcze jedna rzecz, która mnie uderzyła w szpitalu, to ta świadomość, że nasze szczęście nigdy nie będzie pełne, mimo że przecież jesteśmy "szczęśliwą rodzinką", jak to słyszałam na każdym niemal kroku, kiedy okazywało się, że to już czwarty poród. Pomijam najtrudniejsze pytania świata z cyklu: "A ile ma pani dzieci w domu?" i moje ulubione stwierdzenie (poniekąd jakże prawdziwe) "Trzeci chłopak? Oj, nie ma pani wszystkich dzieci w domu".
W sumie może to i dobrze, że ludzie nie wiedzą i nie widzą wszystkiego, nawet jeśli nieświadomie nas przez to ranią. Przykro mi tylko, że nigdy nie zobaczą mojej niewidzialnej Córeńki, która jest zawsze z nami i która na pewno cieszy się teraz ze swego słodkiego braciszka.
kasia, mama Hanulki (12.06.2009 - 18.01.2010), a także Jerzyka, Stefka i Tomka.
|