Ja się dziwię sobie że jestem tu i teraz, że jestem obecna, że wszystko przeżywam tak. Hmmm dużo spokojniej, wiem jak to brzmi. Od samego początku jakoś to sobie tłumaczyłam, wiadomo czasami płaczę, czuję smutek, totalną pustkę, ale mimo to czuję też inne rzeczy, takie które są uczuciami pozytywnymi. Nawet rozmawiałam o tym z psychiatrą, bo mówię jej, że jakby ktoś popatrzył z boku, to uznałby mnie za "zimną s...". Ale to nie tak, ja przyjęłam postawę taką o której piszę, że gdyby rozpacz wróciła życie mojego synka to rozpaczałabym dzień i noc. Każdą chwilę i sekundę. Ale to nic nie da, a mam jeszcze jedno żyjące cudowne dziecko, dla którego muszę funkcjonować, być i nie dać się, żeby nigdy nie poczuł się mniej kochany i odrzucony, bo braciszek umarł. I zdaję sobie sprawę z tego, że muszę mu zapewnić normalne dzieciństwo. A siebie przywrócić do normalnego życia. Ehhh zamotane to wszystko
|