Kochana Moniko, dobrze pamiętam, jak to jest - mnie też rozpacz dopadała na ulicy, kiedy byłam sama - pamiętam, że musiałam kiedyś złapać się słupa, żeby nie upaść. Dokładnie tydzień po pogrzebie Hani musiałam na parę dni wrócić do pracy - funkcjonowałam jak automat, nic prawie z tego czasu nie pamiętam. Nie, ta śmierć absolutnie nie ma sensu, ale życie mimo wszystko ma. Takie Życie przez duże "Ż", które "zmienia się, ale się nie kończy", a także to codzienne, trudne i mało wzniosłe, też ma sens, bo jest życiem dla tych, których kochamy. Czy mogłabyś sobie wyobrazić, żeby Łusi w ogóle nie było? Hania wniosła do naszego domu tyle piękna, wyzwoliła w nas tyle dobra... Oczywiście, tym bardziej okrutne i niesprawiedliwe jest to, co się stało, tym bardziej straszne jest to, że jej małe ciałko musieliśmy, tak jak piszesz, zostawić samotne w zimnym grobie. Masz rację, to także jest ona, ale przecież nie cała ona. W minione Święta Wielkanocne dotarło do mnie jakoś wyraźnie, że Jezus nie przypadkowo zmartwychwstał z ciałem - to było Jego ciało, jeszcze ze śladami gwoździ, część Jego Osoby. Mam takie przeświadczenie, że kiedy spotkam kiedyś moją Hanulkę, będzie miała blizny po operacji, ślady po igłach, a może i delikatny ślad po sekcji na brzuszku. To wszystko wyda mi się wówczas piękne, bo będzie częścią historii jej zwycięstwa, bo już wreszcie poznam odpowiedź na pytanie "dlaczego?".
Dużo sił dla Ciebie, Moniko, na kolejne trudne dni!
kasia
|