Kochana Kasiu, przeczytałam twój post, prawie jednym tchem. Czytałam to niby pamiętnik, lub zapiski z podróży, całe dwa lata w pytaniach i odpowiedziach, łzach i pogodnych komantarzach z masą uścisków od przyjaznych dusz. Przeczytałam i szczęka mi opadła. Ja jestem po rozszczepie podniebienia i wargi, mam co prawda już prawie 35 lat, ale te wszystkie klimaty, które opisujecie doskonale znam. I prof. Dut i dr Piwowara i Polanicę i Warszawę. Rozszczep położył się cieniem na moim życiu, 35 lat temu nie było tych technologii i metod dostępnych teraz. Ale widzę, że jestem fuksiarą. Bo żyję. Bo pomimo licznych chorób i wizyt w szpitalach wszelakich, żyję. Żyję i myślę sobie, no tak, mi się udało, a tylu cudnym dzieciom nie. Moja córeczka była okazem zdrowia i zmarła. Krótko przed ukończeniem 6go miesiąca życia. A ja żyję. Mimo cherlawego wychowu. Nie rozumiem. Niepojęte są decyzje Boskie, niepojęte. Ciebie Kasiu pozdrawiam serdecznie, w dniu kiedy Twoja córeczka narodziła się dla nieba. Mam nadzieję, że pomoże mojej Lusi się tam odnaleźc. (********)
Tajemnica miłości większa jest niż tajemnica śmierci. (O. Wilde)
Mama Mai, Julii i Aniołeczka Lusi http://lucjahelena.pamietajmy.com.pl
|