Tak to właśnie wygląda, u mnie też... To trochę "schizofreniczny" stan. Szczęścia i tego "czegoś" co ściska jednak na każdym kroku. Radości z tego, co jest mi dane, a dane jest dużo i tego braku, który się nigdy nie zapełni. Przynajmniej nie w tym życiu. Mam wrażenie, że jakoś tak równolegle przechodzimy różne "fazy" przeżywania. Może dlatego, że obie nasze dziewczynki odeszły w tym samym czasie? Pozdrawiam.