KG nasz synek był bardziej chory niż zdawałam sobie z tego sprawę, przez wodogłowie mózg był tak słabo rozwiniety, że najprawdopodobniej albo i tak zmarły albo żył jak roślinka. Neonatolog powiedział mi, że gdybym nie poddała się operacji to Emilek nawet gdyby dożył terminu porodu to nic nie dało by sie zrobić dla niego, on nie miałby zycia i my też (takie pocieszenie). Wymagałby opieki 24h na dobę. Operacja dawała mu szansę z której "nie skorzystał". Nie chcę już wnikać czy skrzepy powstały po czy przed operacją, czy gdyby na patologii dosawała jakies jeszcze leki to było by dobrze. Przy takim uszkodzeniu mozgu jak miał synek byłby bardzo obciążonym dzieckiem. Więc postanowiłam już nie zadawać sobie pytania co by było gdyby... Uświadomiłam sobie, że byłam jak w amoku i nie myslałam logicznie. Nie docierało do mnie, że nawet jak operacja się uda to Emilek nie będzie jak inne dzieci. Dopiero wczoraj to do mnie dotarło. I wstyd się przyznać, ale pomyśałam, że Bóg wiedział co robi. Do tej pory obwiniałam go że zabrał mi dziecko, ale jak uświadomiłam sobie ile musiałby synek cierpieć podłaczony do jakis rurek, sond itd to poczułam ulgę, że nie musimy nieść krzyża jeszcze większego niż teraz. Ból byłby większy gdyby był przez jakis czas z nami w domu. Wynik sekcji sprawił, że wiem, że zrobiłam wszystko co mogłam, a reszta została w rękach Boga i to on zadecydowal co jest lepsze dla nas. Wierze ze Emilkowi jest tam lepiej. ----------------------------- http://funer.com.pl/epitafium,emilek-augustynowicz-zyl-19-godzin,5535,1.html
|