Minęło pół roku...Chodzę z wielkim brzuchem, w 40 tc, więc znajomi, którzy nie wymawiają przy nas imienia Hanulki, patrzą na ten brzuch z ulgą - dobry temat do rozmów, no i co za szczęście, że tak szybko kolejne dziecko... Wczoraj na weselu kuzynki kompletnie mi odbiło i na liczne pytania obcych ludzi "które to dziecko?", udzielałam prawdziwych informacji - trzecie. "A co masz w domu?" "Tylko synka, nasza córeczka umarła". Wydawało mi się, ze to nie ja mówię. Chciałabym wszystkim wytłumaczyć, że chociaż nie ma jej fizycznie, to przecież jest tak samo naszym dzieckiem, i jeszcze opowiedzieć, jaka była śliczna i mądra... Ale przeceiż, same wiecie, że tego wszystkiego nie da się opowiedzieć każdemu... Tego, że czasami czuję Jej obecność, że Niebo jest tak blisko i daleko zarazem, że "My i Oni oddychamy tą samą Miłością". Nie chcę, żeby życie i śmierć mojej córeczki kojarzyły się tylko z cierpieniem. Tak nigdy nie będzie! Przecież tak wiele Jej zawdzięczam! Dzięki niej odkryłam, że najważniejsze są Obecność i Miłość, to jest coś, co zaczyna się już tutaj i trwa na Wieczność. Staram się więc bardziej być dla tych, których kocham. Wiadomo - wychodzi różnie. Słyszałam już od kilku osób "że tak dobrze sobie poradziłam". Dla niektórych to znaczy, że niedostatecznie przeżywam żałobę i że nie mam uczuć... Cóż, niech myślą, co chcą - w sumie i tak doświadczyłam od ludzi o wiele więcej życzliwości i wsparcia niż oceniania i nietaktownych uwag. Moja wdzięczność jest ogromna - także dla Was, kochane Aniołkowe Mamy!!! Wy wiecie najlepiej, że nigdy sobie do końca "z tym nie poradzę", że fale bólu przychodzą niczym tsunami w najmniej spodziewanych momentach.
Hanulko, moja wyśniona Córeczko, bardzo Cię kocham i tęsknię za Tobą!
Twoja mama, Kasia
|