Ała, ała!!Boli mnie d...a!!;)) Wstałam, usmiechnięta, wypoczęta. Będę żyła. Trochę mnie w żołąku ściska i jakby tona leżała na mojej klatce z piersiami,ale mimo to oddycham. I nie mam zamiaru przestać. Kopniaki poskutkowały. Chyba wykopałyście ze mnie tą agresję, która gdzieś siedziała. Bosko mi (nie zapeszając).
Wszystkie byłysmy egistkami każąc żyć naszym dzieciom. Bo kazałysmy im żyć nie dla nich, a dla siebie. No ale cóż...taka nasza miłość. A z drugiej strony, lepiej byłoby się poddać w ciąży, czy po porodzie, czy...no właśnie...kiedy??
Ja nie czułam nigdzie, w żadnej pod-, ani nad- świadomosci. Dla mnie było oczywistą oczywistością,że moje dziecko żyje i tak ma pozostać. Tylko ostatniego dnia czułam i cały dzień nasz anioł śmierci był blisko, moge powiedzieć z pełną świadomością,że czułam jego zimny oddech. Chyba gdybbym nawet nie pozwiliła, to i tak by ją zabrał. Nie dałabym jej umrzeć spokojnie. Trwałabym szarpanina, którą ja bym przegrała. Cały dzień ten mój niewidzielny Ktoś był. Był też na pogrzebie. Nikt Go nie widział oprócz mnie. Zwidy?Omamy? Raczej nie. Nie brałam leków. Dopiero po pogrzebie wzięłam sobie takie ziołowe tabletki, bo chciałam bardzo zasnąć...Nie wiem kim On był,ale potrafię Go opisać ze szczegółami. Kocham moją Zuzialkę. I wiem, że ona mnie też. Nie wierzę,że nasze dzieci moga mieć nam coś za złe. nie ma takiej możliwości.Zrobiłyśmy wszystko, co w naszej mocy,aby dać im szczęście. "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|