Krysiu u mnie chyba, za takimi słowami przeważył jeden epizod. Na dwa dni przed śmiercią Tomcia, trzymałam go na rekach, uśmiechał się i wygłupiał jak zwykle, wszyscy byli z niego dumni, że jest taki dzielny i że tak dobrze wszystko poszło. Pierwszy raz rozmawialiśmy z nasza panią anestezjolog przy Tomciu, zaczełam snuć plany na przyszłość, za dwa dni na pediatrię, za tydzień w domku, za m-c operacja o której marzyliśmy od 4 m-cy i życie, normalne życie, spacery, dom itd. i wtedy Tomek dostał nagle takiej złości, wściekłości, wręcz kurwicy, zaczoł sie szarpać, walić mnie rączkami z całych sił (siły miał skubaniec co niemiera, 4 pielęgniarki musiały go trzymać żeby piąta mogła zmienić mu plastry na nosie i i tak zawsze mu się udało im jakoś zwiać). W jego oczach wtedy widziałam pierwszy raz taką złość i wściekłość, jakby tam miał siekierki, patrzył tak na mnie i wrzeszczał. Nawet tracheo nie było w stanie utrzymać saturacji, bo waliła w dół na łeb na szyję. Im bardziej ja mówiłam o "mojej wizji przyszłości" tym bardziej złość w jego oczach i zachowaniu narastała. Uspokoił się dopiero po 3 dawkach środków uspokajających, personel był w szoku że nie można nad nim zapanować. Jak wtedy usnoł, chyba raczej odleciał naćpany prochami i gdy głaskałam go po głowie ... ja czułam, że robię to ostatni raz, że nie będzie wspólnej przyszłości. Ale człowiek wszystko potrafi sobie wytłumaczyć po swojemu i jak chce to zawsze zobaczy nadzieję i cud.
Jak odbierałam Bułcię z prosektorium, z chlewu dosłownego byłam tak zszokowana widokiem miejsca, w którym oddaje się dziecko rodzicom, że nogi mi się ugieły i brat mnie trzymał i wyprowadził. Widziałam Tomka na końcu tego stołu, w tym całym chlewie, leżał z innym chłopcem. Wiedziałam, który jest mój, tych marchewkowo rudych włosów błyszczących w promieniach padającego słońca nie da się pomylić, wiedziałam że nie ma mowy o pomyłce a jednak... gdzieś mi umkneło wkładanie Tomcia do worka i później zastanawiałam się czy napewno zabrali moje dziecko, bo ja go nie przytuliłam i nie wziełam na ręce więc może to nie moje, może to błąd. A jednocześnie patrząc na ten czarny samochód jadący przede mną z Wa-wy do Łodzi wiedziałam że tak jest część mnie.
W trumnie wyglądał pięknie, tak słodko spał z uśmiechem na twarzy, i wydawało się przez chwilę że jak go dotknę to on się obudzi...
Kulkry, mówiłam o "formie, postaci" pomocy jaką chcesz albo jaką starasz się ofiarować. Nie każdemu potrzebne jest to samo. Jednym pomagają moje wpisy a innych irytują, nie dogodzisz i nie pomożesz jednocześnie wszystkim bo każdy chce czegoś innego. Możesz sprawdzić co kto potrzebuje i jeśli jesteś w stanie to dawać im to czego potrzebują. Nie wiem, czy dobrze napisałam, tzn. czy jasno, coś dzisiaj zmęczona się czuję :))
Pozdrawiam buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|