oj, Kasia, też bym chciała przytulić Tomcia, wziąść go na spacer... ja wiem, że nie tutaj ale dopiero tam będzie to możliwe, wiem że muszę sobie trochę poczekać.... i podobnie do ciebie odczuwam całą sytuację :)) nie martwię się tak mocno o zaplanowany dzień, każdy jest chyba bardziej spontaniczny a jak czegoś nie zrobię to zrobię jak Szymek uśnie :))
jeśli chodzi o te odczucia, to wtedy nie bardzo w nie wierzyłam od samego początku, dopiero po jakimś czasie. Nawet zastanawiałam się czy jeszcze nie zwariowałam, czy przypadkiem to stężenie adrenaliny całkiem mi mózgu nie wypaliło. Wydaje mi się że mnie się wtedy udało "czuć i widzieć" bo tam był tylko Tomek i ja, i nic poza tym się nie liczyło, nie było świata, codziennych problemów i zmartwień, tylko Tomek i ja, to co nas łączyło, no i oczywiście ta walka z personelem medycznym, ale w tym to mi trochę los sprzyjał, część z jakieś powodu poprostu mi wierzyła w intuicję matczyną, część strach tak paraliżował że robili jak chciałam, no i te parę osób, których nie dało się przekonać do niczego. To tam pierwszy raz w życiu usłyszałam od lekarza "przepraszam że nie słuchałam, że nie wierzyłam, pani chyba musi mnie nienawidzić". Ja wtedy powiedziałam tej pani dr że jeśli nie przeniesie nas do izolatki to Tomek, zarazi się od tego dziecka, i będzie się wściekał więc to jutro będą tu mieli reanimację, a on jest nieintubacyjny. Ona stwierdziła, że nie ma wolnej izolatki i wystarczającego powodu aby jej szukać. Na pierwszy rzut oka było 5 wolnych. Pamiętam, że ją wtedy spytałam czy ustanie akcji serca i reanimacja będzie wystarczającym powodem czy trzeba więcej. Nie wiem czemu tak kepałam językiem, Tomek jeszcze wtedy nie był nigdy reanimowany, nigdy nie ustało mu serce. Wtedy to był pierwszy raz. Ale nie wiem skąd się u mnie wzioł wtedy ten argument w głowie. Ona wtedy przyszła do nas i stwierdziła że napewno ją nienawidzę i przeprosiła. Ale ja wtedy naprawdę nic takiego do niej nie czułam, jakby wtedy wogóle takie uczucia były poza mną. Owszem wściekałam się, wrzeszczałam, krzyczałam, płakałam, tak na raz, na papierosku, i tam to zostawiałam, przy Tomku wogóle nie miałam takich myśli w głowie, jakby to było zupełnie poza mną, tylko on i ja. I moze dzięki temu ja to wszystko czułam, choć nawet dziś jak wspominam to wydaje mi się to nieprawdopodobne, i gdyby nie Tomek to ja bym w to sama nie wierzyła. Teraz nie mam takich odczuć, no może czasami. I bardzo się z tego cieszę. buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|